czwartek, 8 listopada 2012

[ Epilog] - Dla świata byłaś tylko małą owcą, nieważnym człowiekiem. Mi zastąpiłaś wszechświat

Cassie...
  Kilka miesięcy później....
  Opierałam się o pień drzewa, kilka metrów od grobu Mi. Zayn klęczał przy nim ze spuszczoną głową, kładąc na nim kolejne kwiaty. Ramiona mu drżały, co świadczyło o tym, że płacze. Cierpiał. Bardzo cierpiał. Cały czas uważał, że to przez niego Mia się zabiła. Nikt i nic nie mogło go przekonać, że tak nie jest. Codziennie przychodził na cmentarz z nowym bukietem i potrafił spędzić tu cały dzień. Nie słuchał mnie, gdy mówiłam, że Mia dokonała własnego wyboru w którym on nie uczestniczył. Nie słuchał ani mnie, ani Harry`ego ani Liama - po prostu nikogo. Obwiniał się za wszystko, ba twierdził nawet, iż lepiej by było, gdyby nigdy nie spotkałby Mi. Że nie zasługiwał na nią. Wtedy mówiłam mu, że Mia przeżyła na pewno najlepszy okres w swoim życiu i dzięki niemu poznała smak miłości, której było jej brak. Rozweselał się, jednak nie przestawał obarczać. 
  Westchnęłam i obróciłam się tyłem do niego, wsadzając ręce w kieszeni. W prawej dłoni wyczułam skrawek papieru. Zacisnęłam na nim rękę i szybko wytarłam pojedynczą łzę spływającą mi po policzku. 
  List od Mi. Jej ostatnie słowa. Ja, tak i Zayn nosiliśmy wszędzie tą niedużą kartkę z wielkim skarbem.Oliver powierzył mi ją, za co ogromnie byłam mu wdzięczna. Wiedziałam jak trudna była dla niego śmierć Mi. Po przeczytaniu listu rozpłakał się jak dziecko. Ja omal nie zemdlałam - nie zemdlałam tylko dlatego, że Harry mnie przytrzymał i pocałował. Ale również się rozbeczałam i płakałam kilka dni, jeszcze rzewniej po odnalezieniu ciała Mi. A Zayn...
  Zayn gdzieś poszedł. Przeczytał, zgiął w kulkę, rzucił o ścianę i jakimś cudem powstrzymując skapujące łzy, wybiegł z pokoju. Następnego dnia rano wrócił, ale zabrał tylko kartkę. Nie było go prawie przez tydzień. Denerwowaliśmy się, martwiliśmy czy i on nie popełnił samobójstwa. Ale wrócił. Zmęczony, brudny, oczy miał spuchnięte i zaczerwienione, cały przemoczony. Chory. Ale wrócił.
  Od tego czasu praktycznie codziennie przychodzimy na grób. Ja i Zayn. Od 4 miesięcy, dzień w dzień. Nawet, gdy daje koncert, po nim przychodzi. Nie wyjeżdżają w trasy, nie dają wywiadów itp. ze względu na Zayna. Chłopak jest psychicznie wykończony, nie pamiętam już nawet kiedy ostatni raz widziałam go uśmiechniętego. Staramy się go wspierać - wszyscy. Chłopcy, ja, rodzina, fani... Nie działa. Jest pogrążony w swojej rozpaczy i tęsknocie za Mią i nie sądzę, by szybko zapomniał. O ile w ogóle zapomni.
  Drgnęłam, gdy poczułam czyiś dotyk. Odwróciłam się do tyłu i widząc zapłakanego Zayna, natychmiast przytuliłam go do siebie. Szatyn objął mnie mocno, niemal pozbawiając oddechu i zaczął łkać. Nie wiem ile trwało zanim przestał płakać, a co dopiero zanim mnie puścił. Zacisnęłam powieki, nie pozwalając wypłynąć łzom ,a gdy poczułam jak Zayn powoli rozluźnia uścisk, stawiając mnie na ziemi [ praktycznie zawsze mnie unosili ]  zmusiłam się do uśmiechu. Chłopak odpowiedział tym samym, mierzwiąc mi włosy.
  - Chodźmy do domu.. - wyszeptał.
  Kiwnęłam głowami, po czym odwróciłam twarz, by nie zauważył kapiących łez. Jeszcze raz obejrzałam się na nagrobek, na którym widniał napis:
" Mia Colton. 06.04.1995 r. - 15.07.2012 r. Dla świata byłaś tylko małą owcą, nieważnym człowiekiem. Mi zastąpiłaś wszechświat."
__________________________
Od Boddie: Mam nadzieję, że domyślacie się kto wymyślił napis na nagrobek Mi - oczywiście chodzi mi o postać występującą w opowiadaniu. I tak oto zakończył się już drugi blog, który pisze z Chocolate997 [ znaną też jako Akwamaryn :D ] Trochę smutne to zakończenie, ale skoro an tamtym było wesołe, to an tym musi być smutne :P. Trochę szkoda mi kończyć tego bloga, ale kiedyś trzeba ;)  Hm, to teraz podziękowania... No, oczywiście dziękuje Wam, czytelnikom tego bloga, za to, że dzielnie czytaliście i komentowaliście te 40 rozdziałów! :D Bez Was nie miałby ten bloga po co istnieć, więc Wielkie Dzięki :) Oczywiście, dziękuje też Chocolate997, bez której ten blog na pewno by nie powstał! To ona wszystko wymyśliła, całą akcje itd. :) Dziękuje Ci, naprawdę wielkie dzięki, bez Ciebie ten blog na pewno by nie powstał ; * I ogólnie dziękuje Ci za te wszystkie chwilę w których mnie wspierałaś w pisaniu, kiedy np. brakło mi weny itp. :D DZIĘKUJE Wam wszystkim ^^ :D

Od Chocolate997: Po pierwsze Boddie to ten blog jest naszym wspólnym wysiłkiem! I ty i ja pisałyśmy to i obie miałyśmy pomysły na dalszą akcję. Mogłabym napisać, że po prostu przyłączam się do Boddie bo nie ma zbytnio co dodawać, ale chyba nie wypada;) Tak samo jak moja współautorka dziękuję za komentarze, które w jakichś sposób dodawały nam chęci do pisania. To one nakręcały nas jak maszynę. I najważniejsze nie jesteśmy tu my, ale ty, czytelnicy. Dziękuję ci Boddie, że jeszcze jesteś ze mną, że mimo tych kłótni, które na jakichś czas można powiedzieć, że nas przekreślały dalej piszesz ze mną;) Wyszło jak jakiś list miłosny... Hah. No dobra.To chyba tyle. Co do całego opowiadania to... Zrodziło się z sympatii i podziwu do One Direction i kończy się tym samym. Wiem, że koniec jest trochę straszny i ogólnie pomysł z śmiercią Mii, ale po prostu czułam wewnętrzną potrzebę by ją uśmiercić. Może to przez mój nastrój który panował kiedy pisałam ostatnie rozdziały. Tak, to chyba to. Mimo wszystko podoba mi się, a epilog jest rewelacyjny, zwłaszcza ostatnie zdanie;))

niedziela, 4 listopada 2012

[38]Ten czas nadszedł.

Mia...
                         Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Ludzie powoli się schodzili, a ja większości z nich nie znałam. Lou mówił, że to jacyś ludzie z branży. Głośna muzyka zagłuszała rozmowy, ale i tak dało się słyszeć głośne śmiechy. Wszyscy prócz mnie bawili się świetnie. Siedziałam w kuchni przy wysepce obracając w dłoni jabłko. Tak na prawdę najchętniej bym się położyła i zasnęła, ale nie chciałam robić przykrości przyjaciołom. Cassie tańczyła gdzieś z Harrym, Lou witał gości, Niall korzystał z jego nieobecności i objadał się batonikami, Liam bawił się z swoją dziewczyną, a Zayn gdzieś znikł. Nagle jabłko upadło i poturlało się w stronę drzwi. Nie miałam ochoty wstawać więc po prostu siedziałam czekając aż ktoś wejdzie i podniesie owoc. Do środka weszła jakaś dziewczyna popijająca drinka, ale nie podniosła owocu. Wstałam więc i biorąc go do ręki odłożyłam do koszyka. Wyszłam z kuchni i weszłam do salonu. Chłopcy właśnie śpiewali na scenie swoją najnowszą piosenkę, a wszystkie dziewczyny stały pod ,,sceną'' i wrzeszczały.  
     Nie chciałam już żyć. To było dla mnie za trudne i zbyt bolesne. Nie czułam takiej potrzeby, Nawet Zayn nie mógł mi pomóc. Byłam im wdzięczna za to wszystko ale wiedziałam, że długo nie pociągnę. Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos szatyna. Oparłam się o ścianę u lekko uśmiechnęłam się słysząc swoje imię. Zayn był wspaniały, ale na niego nie zasługiwałam. Powinien pokochać kogoś pełnego energii, zabawnego i nienarzekającego cały czas na swój marny żywot. Jego piękne brązowe oczy wpatrywały się we mnie z zachwytem i miały wesoły wyraz.
- Mia... Wiem, że wiele razy cię zraniłam...-mówił schodząc powoli ze sceny. Na sali zapadła grobowa cisza, a chłopak był coraz bliżej. W końcu pociągnął mnie w stronę kanapy i usiadł, a ja z nim. - Ale na prawdę nie chciałem... Wiem ile krzywd ci wyrządziłam i jak bardzo cierpiałaś. Chcę ci to jakoś wynagrodzić, ale nie mam jak.-powiedział łapiąc za gitarę i zaczynając śpiewać. Czułam się jak księżniczka. Dosłownie. Znany muzyk i wokalista śpiewał specjalnie dla mnie. Zebrane tu dziewczyny wpatrywały się we mnie z obrzydzeniem i wściekłością. Wiedziałam, że to czysta zazdrość. Gdy mulat skończył grać pocałował mnie i uśmiechnął się.- Kocham cię...-powiedział. Obróciłam się i zobaczyłam jak patrzą na nas przyjaciele. Wszyscy... Cassie, Harry, Lou, Liam, Oliver i Niall. Co miałam mu powiedzieć? Że nie wiem czy go kocham?
- Ja ciebie też...-powiedziałam cicho, ale jednak na tyle głośno że usłyszeli to wszyscy. Głos mi drżał, ale nie dlatego, ze chciałam płakać, a dlatego że kłamałam. Wszyscy się rozeszli, a ja nadal siedziałam na kanapie. Szybko wstałam i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Cassie chciała mnie zatrzymać i porozmawiać, ale ja szłam przed siebie. Byłam pewna, że to ta chwila na którą czekałam. Weszłam do pokoju zamykając się na klucz i wyrwałam z zeszytu dwie kartki. Zaczęłam szybko pisać dławiąc się przy tym łzami. Pierwszy list był do Cassie i Olivera.
,,Kochani... Nie mogę. Ja już normalnie nie funkcjonuję. Jestem rośliną, która nie długo zwiędnie. Ten czas nadszedł. Jestem waszej dwójce dozgonnie wdzięczna. Byliście ze mną zawsze i wszędzie. Jak nie ciałem to duchem i wspieraliście. Chcieliście pomóc godząc mnie z Zaynem, ale to już nic nie pomogło. Wiem, że będziecie cierpieć z mojego powodu. Wiem... Ale ja nie mogę dłużej utrzymywać się na powierzchni wiedząc, ze tonę i ginę. Jeszcze raz dziękuję. Kocham was i nigdy nie zapomnę. Będę was chronić i obserwować. A wy zawsze zostaniecie w moim sercu. Wasza Mia...''
Zgięłam go wpół i napisałam na górnej stronie: Cassie i Oliver, po czym zaczęłam drugi.
,,Płaczę... Łkam i umieram od środka pisząc ten list. Właśnie zaśpiewałeś mi piękną piosenkę. Nie wiem co czuję. Jesteś mi bliski, ale za każdym razem gdy słyszę twoje imię moje serce krwawi. Zayn... Zanim... I ja i ty popełnialiśmy błędy. Takie jest życie i trzeba iść dalej, ale ja nie mam siły. Za dużo już tego wszystkiego. Chciałam zrobić to już dawno, ale nie miałam odwagi. Nie miałam siły. To było zbyt trudne. Teraz wiem, że Ziemia to nie moje miejsce. Ja należę do Piekła... Tak... Samobójcy trafiają do Piekła i właśnie z tamtą będę na ciebie patrzeć. Nie zapomnę cię nigdy. Kochałam cię całym serce, całą sobą, ale już nie jest tak jak kiedyś. Po prostu... Kocham cię i pamiętam o tobie. Na zawsze twoja Mia''
Ostatnia łza spłynęła po równych literach, a ja zgięłam papier w pół pisząc na nim ,,Zayn''.  Otarłam łzy i zamknęłam oczy. Obydwie kartki położyłam na łóżku. Ubrałam się w sukienkę mojej mamy i wyszłam zamykając drzwi na klucz. Byłam już przy drzwiach gdy przypomniałam sobie o kluczyku. Podeszłam do Cassie i nic nie mówiąc przytuliłam ją w tym samym czasie wrzucając jej do kieszeni klucz.
-Uciekam. Pa.-powiedziałam powstrzymując się od łez i stanęłam w drzwiach. Zayn stał przy scenie przypatrując mi się. Wysłałam mu całusa i machając wyszłam. Szłam w kierunku mostu. Był tu taki ogromny, wysoki. Można było spokojnie skoczyć. Jeździły nim auta, ale nie obchodziło mnie to. Spojrzałam w głęboką wodę i uśmiechnęłam się. Łzy znowu płynęły mi potokami po policzkach nie chcąc mnie opuszczać do końca. Stanęłam Na barierce i usłyszałam jak ktoś krzyknął.
-Co to za wariatka?! Zdejmijcie ją!- przed oczami po raz ostatni pojawiła się uśmiechnięta Cassie... Potem Oliver gdy mnie pociesza, a na koniec Zayn. Jego podkrążone oczy i smutny wzrok, który tak kochałam. 
-Kocham was...-powiedziałam zanosząc się płaczem i wskakując. Lot wydawał się nie kończyć gdy uderzyłam o taflę lodowatej wody. Nie umiałam pływać.Po prostu tonęłam, ale nie broniłam się. W końcu tego chciałam. Marzyłam o tym od bardzo dawna i wreszcie się udało. Ostatnim słowem, które przywołała było imię... ,,Zayn'', a potem moje ciało bezwładnie opadło z sił i obumarło. 
________________
Od Chocolate997: Jest ot ostatni rozdział... Jeszcze tylko epilog Boddie. Początek mi się nie podoba, ale za to końcówka wymiata;) Już dawno chciałam uśmiercić Mię. Można powiedzieć, że od samego początku. Była dla mnie ona inną postacią od reszty i bardzo się z nią zżyłam.

środa, 31 października 2012

[37] - Żyłem umierając. Umierając żyłem

Cassie...
  Przez chwilę stałam zdezorientowana. Dopiero po kilku sekundach stanowczo odepchnęłam od siebie Loczka, sapiąc ze złości.
  Minęła chwila nim wreszcie się odezwałam:
  - Wynoś się... - wysyczałam przez zęby.
  Harry spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i zrobił krok do przodu - od razu odskoczyłam do tyłu.
  - Cassie, proszę wysłuchaj mnie... - zaczął, lecz nie dane było mu dokończyć.
  - Nie! Nie, Harry! Zostaw mnie w spokoju! Chcę zapomnieć! Mam już dość! Zawsze jak już wszystko zaczyna się naprawiać, staje na dobrej drodze, ktoś to wali! Ja albo ty! Ja już nie chcę, nie mogę dłużej tego znieść! - wrzasnęłam. Poczułam jak moje oczy napełniają się łzami. Zamknęłam powieki, by Harry nie spostrzegł ich i cofnęłam się aż pod ścianę. - Najwyraźniej twoim przeznaczeniem jest Valerie, a ja...
  - Ja jej nie kocham do cholery! - usłyszałam wściekły głos Hazzy. Zapadła cisza, którą przerwał wreszcie Harry. - Ja kocham tylko ciebie. Zawsze kochałem. - wyszeptał tuż przy moim uchu. Wystraszona otworzyłam szeroko oczy, lecz nie miałam już gdzie uciec. Loczek oparł obie dłonie po moich bokach, umożliwiając mi tym samym jakikolwiek ruch. Ciągnął dalej: - Już od pierwszego wejrzenia, tam na tej imprezie cię pokochałem. Nie, nigdy nie byłaś mi obojętna, Cassie. To w Valerie się zauroczyłem, ale później spotkałem ciebie. A Valerie wszystko tylko utrudniała. Nie chciałem jej odrzucić, bałem się, ze to ją zrani...
  - Więc wolałeś zranić mnie? - spytałam ostro. 
  Harry przez chwilę nie odpowiadał, po czym pogłaskał mnie po policzku i pokręcił głową.
  - Nigdy nie chciałem cię zranić. Cassie, ja po prostu...Nie chciałem zawieść zespołu, a menadżer twierdził, że taki trójkąt miłosny - ja, ty i Valerie - podekscytuje ludzi. Będą chcieli więcej informacji o nas i tak dalej... A to sprawi, że będziemy na pierwszych stronach, ludzie będą głosować na nas. - znów pokręcił głową. - Sława zakręciła mi w głowie. Jakimś cudem przyćmiła mi ciebie. Ale gdy wyjechałaś... Nawet nie wiesz jak bardzo cierpiałem, nie mogąc cię oglądać każdego dnia, słyszeć twojego głosu. Próbowałem się dostać do Mi, by powiedziała mi gdzie jesteś, ale menadżer zabronił mi kontaktowania się z nią. Och, Cass, popełniłem największe głupstwo w życiu. Okłamałem cię i straciłem. Podle oszukałem, dla swoich zachcianek. Ale Cassie, przeżyłam też niemal depresje, gdy po tygodniu cię nie ujrzałem. Żadna fanka, sława czy pieniądze nie mogły się z tobą równać. Żyłem umierając. Umierając żyłem. Cass, brakuje mi ciebie, tak cholernie mi ciebie brakuje! Nie potrafię bez ciebie funkcjonować, a wszystko bez ciebie traci sens. Podczas tych kilku dni, praktycznie nie żyłem. Robiłem tylko to co mi kazali, to co musiałem zrobić. Nie chciałem zawieść i zranić przyjaciół. Ale to ty byłaś cały czas w moim sercu, nie Valerie czy jakakolwiek inna dziewczyna! Cass, do cholery przebacz mi albo zabij!
  Stałam jak wyryta, słuchając jego słów. Skończywszy Harry musnął lekko swoimi ustami moje wargi, odsuwając się dosłownie na milimetr.
  Nie wiedziałam co zrobić, powiedzieć, jak się zachować. Rozum krzyczał - wywal go przez okno, ale serce... Serce znów dało się uwieść jemu urokowi. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak okropnie mi go brakowało.  Jak strasznie brakowało mi dotyku jego rąk, bliskości ciała, pocałunków czy spojrzeń.Nie potrafiłabym znów przetrwać tych kilka tygodni z dala od niego. Potrzebowałam go jak powietrza, nie on był moim powietrzem. Tak jakby, kiedy tylko go spotkałam Harry zabrał mi wszystko - umysł, serce i wiele więcej. I nie oddał. Musiałam go mieć przy sobie, musiałam!
  Poczułam jak trzęsie mi się broda. Zaraz się rozbeczę, pomyślałam. Ale, za ni to się stanie...
  Przyciągnęłam do siebie Harry`ego, wbijając się w jego wargi. Chłopak natychmiast oddał. Po chwili chwycił mnie w pasie i nie przerywając pocałunki, obrócił mnie wokół własnej osi, przytulając jednocześnie mocno. Poczułam jak po policzkach spływają mi łzy. Ale nie łzy bólu i cierpienia. Łzy szczęścia.
***
  Całą noc spędziliśmy na balkonie, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Harry mówił mi o karierze, podróżach,  fankach i sławie. Jakie są tego dobre i złe strony. Opowiadał śmieszne epizody z życia gwiazdy. A ja o tych kilku tygodniach w "ukryciu", o problemach [ psychicznych? W końcu zobaczyła trupa ] Mi. Harry zaś o kłopotach Zayna. O tym, że Liam znalazł nową dziewczynę - Danielle, a Niall postanowił przejść na dietę, którą dzielnie pilnuje Louis. 
  Gdzieś o 8.00 zeszliśmy do kuchni [ Harry uparł się, że będzie mnie cały czas trzymał i nie puści ] w której zastaliśmy już Olivera i Zayna. Przeprosiłam szatyna, który od razu mi wybaczył. Wyjaśniłam wszystko Oliverowi, który zaczął być niewiarygodnie szczęśliwy z powodu "odnowienia" związku. 
  Pół godziny później zeszła Mia. Przez chwile gapiła się na nas - mnie i Loczka -  oniemiała, a później poczłapała do Zayna.
  Po chwili szatyn wyskoczył z propozycją imprezy, na co wszyscy [ prócz Mi ] wyrazili ogromna chęć. Zayn każdemu przydzielił obowiązek i po kilku minutach rozeszliśmy się do danego "sektora".
_________________
Od Boddie: Nie podoba mi się. Nie miałam na niego zbyt wielkiej weny... W ogóle nie miałam na niego weny! Liczę, że chociaż Wam się spodoba...

środa, 24 października 2012

[36]-Wiem, ze łatwo jest mówić, a samemu robić, ale uczucia nie są łatwe. Musisz być silna i dążyć do tego co chcesz osiągnąć.

Mia...
                        Siedziałam na łóżku kołysząc się nie boki. Nic nie było mnie w stanie uspokoić. Słyszałam jakieś rozmowy z pokoju Cassie, ale nie miałam siły by do niej iść. Oparłam się o łóżko i zamknęłam oczy. Całą noc śnił mi się Aron i wydawało mi się, że on tu był. Może rzeczywiście wariowałam? To osamotnienie nie wpływało na mnie dobrze. Nie czułam już tego samego do Zayna co wcześniej. Tak kochałam go... ale już nie tak bardzo. Może to przez to, że długo go nie wiedziałam? Że odzwyczaiłam się od jego bliskości? Coraz trudniej było mi żyć na tym świecie, a każdy dzień był dla mnie nie do zniesienia, a by go przeżyć potrzebowałam jakichś celów. Starałam się je wyznaczać, ale powoli nie miałam ich. Wstałam ostrożnie i podeszłam do okna. Osunęłam się po ścianie i usiadłam w wnęce. Jasne promienie słońca zachęcały by wyjść i oddać się zabawie. Ktoś wszedł do pokoju, ale nie obróciłam się. Po chwili Oliver usiadł na przeciwko mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Zastanawiałam się czemu wtedy wyjechał. Przecież miał tu mnie... Tatę...
-Jak się czujesz?-spytał patrząc przez okno. Uśmiechnął się, ale mnie nie było stać na ten gest. Nie odpowiedziałam. Siedziałam w milczeniu przypatrując się wyrazowi twarzy bruneta.- Dowiedziałem się o całej tej historii z porwaniem...-powiedział cicho a ja utkwiłam wzrok w stopach.
-To było dawno...-powiedziałam obejmując się rękoma.
-Ty już go nie kochasz prawda?-powiedział, a ja się zastanowiłam.
-Nie wiem co mam czuć. To jest za trudne. Za bardzo boli...-powiedziałam siadając do niego plecami i opierając się o jego ciało. Gdy byłam mała robiłam tak gdy tata nie miał dla mnie czasu lub mama nie pozwalała mi wejść do kuchni by zobaczyć tort.
-Wiem, ze łatwo jest mówić, a samemu robić, ale uczucia nie są łatwe. Musisz być silna i dążyć do tego co chcesz osiągnąć. Jak myślisz? Czemu wyjechałem?-wzruszyłam ramionami.-Bo chciałem osiągnąć szczyt swych możliwości. Jednak to nie było to czego pragnąłem. Tak na prawdę chciałem być tu z tobą i ojcem. Pomóc ci tak jak kiedyś i pocieszyć...
-Akurat teraz było mi to potrzebne.-powiedziałam bawiąc się dłońmi. Chłopak zignorował jednak moje słowa.
-Widzisz... Każdy podejmuje decyzje i uczy się na błędach. Ty też takie popełnisz i musisz umieć je naprawić.-powiedział całując mnie w głowę. Siedzieliśmy dłuższą chwilę w ciszy. Gdy chłopak podniósł się i wyciągnął do mnie rękę.- Czas na śniadanie.
***
                 Stałam oszołomiona tak przez dłuższą chwilę, wpatrując się w Loczka przytulającego do siebie Cass. Cieszyłam się razem z nimi lecz gdy Harry zaproponował zorganizowanie imprezy trochę posmutniałam. Nie wiem czy byłam na to gotowa i czy tego chciałam...
-Oj Mia... Będzie fajnie.-mówił rozentuzjazmowany nastolatek. Gdy chciałam usiąść na fotel Zayn przyciągnął mnie do siebie i posadził sobie na kolanach.
-Dobrze ci zrobi taka zabawa.-powiedział mocno mnie przytulając. W jego głosie nie czułam już takiej troski jak przed naszym rozstaniem. Wydawał mi się obojętny i nie czuły, ale chyba tylko ja tak uważałam, bo inni patrzeli na nas jak na najpiękniejszą parę w okolicy.
-Dobrze...-powiedziałam pod naciskiem przyjaciół i utkwiłam wzrok w Cassie. Dziewczyna chyba jako jedyna chyba zauważyła, że coś tu nie pasuje. Zayn mocniej mnie uściskał co spowodowało ból mojego rannego brzucha. Skrzywiłam się, ale nie wydobyłam z siebie żadnego dźwięku. Na chwilę zamarła niezręczna cisza i wiedziałam że wszyscy mi się przyglądają. Mieli mnie za wariatkę. Zbzikowaną dziewczynę, która widzi umarłych. Powoli zaczynałam tak sama siebie postrzegać. Nie miałam żadnych perspektyw i moje życie wydawało się powoli kończyć. Zayn rozluźnił uścisk i sadzając mnie na fotelu wstał.
-To trzeba załatwić jedzenie i alkohol.-powiedział zadowolony. Po chwili zaczął rozdzielać obowiązki. Ja i Cass miałyśmy zająć się dekoracjami, Lou i Niall[co było okropnym pomysłem] mieli jechać po jedzenie, Oliver po alkohol, a Harry i Zayn pozapraszać ludzi. Nigdzie nie mogłam jednak znaleźć Liama. Gdy chłopak się pojawił Zayn powiedział, że ma trochę tu ogarnąć i zająć się muzyką. Dalej nie byłam jakoś pozytywnie nastawiona do tego pomysłu, ale czekałam co się wydarzy.
___________________________
Od Chocolate997: Mi osobiście się nie podoba. Nie miałam na niego pomysłu i wena chyba mi się wykończyła chodź mam pomysł na kolejny. Znowu wprowadzę zamieszanie i będzie to już chyba moje ostatnie. Powoli dobiegamy do końca i muszę powiedzieć, że dużo rozdziałów jak dotąd jest,a to nie koniec.

sobota, 20 października 2012

[35] - Ty ją po prostu niszczysz od środka! Jesteś dla niej jak narkotyk, który powoli ją zabija, ale nie może skończyć, bo daje jej to za dużą przyjemność!

Cassie...
  Chodziłam w kółko po salonie, gryząc z nerwów wargę i bawiąc się swoimi palcami. Niedaleko, na kanapie leżała Mia, nieprzytomna, ale cała i zdrowa. W kuchni siedzieli Oliver i Zayn i o czymś rozmawiali. Ja zostałam wyproszona. 
  Powiem szczerze: znienawidziłam Zayna. Znienawidziłam siebie, że w ogóle mu pomogłam odzyskać Mię, choć tu usprawiedliwiałam siebie tym, że pomogłam nie jemu, lecz dziewczynie. Byłam na niego wściekła i najchętniej wyrzuciłabym go z domu. Przy małej pomocy Olivera, ale tam... 
  Wiedziałam jednak, że Mia nie wybaczyłaby mi tego później. jakoś więc musiałam znieść jego obecność. Choć przychodziło mi to z trudem.
  Źle się czułam karząc wybierać Harry`emu między mną a zespołem. Prawdę mówiąc nie wiem czy kazałam mu wybrać zespół czy przyjaźń. Chyba oba zawarte w jednym. Wstydziłam się tego. Wiedziałam jak ważni byli dla niego chłopcy i że nie opuściłby ich nigdy w potrzebie. Zachowałam się po prostu jak świnia, lecz byłam kierowana emocjami, a zwłaszcza wściekłością i bólem. Tak, prawdę mówiąc, chciałam by i on cierpiał tak jak ja, gdy dowiedziałam się o tym oszustwie. Wtedy. Teraz było mi to nawet obojętne. Nie chciałam go skrzywdzić, nie miałam takiego zamiaru. Byleby dał mi wreszcie spokój. Przysięgłam sobie zapomnieć. Tyle, że on nie dawał mi szans.
  Wreszcie zostałam zawołana do kuchni, w której na szczęście ujrzałam tylko Olivera - Zayn podobno ulotnił się do łazienki.
  - O czym rozmawialiście? - spytałam obojętnym tonem. Domyślałam się o czym, ale chciałam się upewnić.
  Oliver wzruszył ramionami i już otworzył usta by odpowiedzieć, gdy z salonu dobiegł nas krzyk. Krzyk Mi. 
  Natychmiast zerwałam się do biegu, wypuszczając z rąk kartonik z sokiem. Zaraz za mną w salonie zjawił Oliver. 
  - Mia! - wrzasnął Zayn i podał mi nóż. Cały zakrwawiony. Wzięłam go szybko i z przerażeniem stwierdziłam, że na brzuchu Mi widnieje kilka ran z których powoli sączyła się krew. Strach zastąpił gniew. 
  - Co ci odbiło?! - wykrzyknęłam.
  - Tu był Aron... - odpowiedziała cicho przyjaciółka. Myślałam, że zwariuje. - To ty rozerwałeś mi koszulkę? - spytała Zayna, ale ten tylko odparł, że był wtedy w łazience.
  Następne piętnaście minut spędziliśmy przekonując Mię, że Aron nie żyje i miała zwidy. Dziewczyna drżała w ramiona Zayna, który cały czas przytulał ją mocno do siebie. Wreszcie po pół godzinie, szatyn kazał się nam wszystkim rozejść. Przez kolejne pół godziny kłóciłam się z nim, dlaczego on może przebywać z Mią, a ja już muszę iść. Mia jakoś słabo próbowała nam przerwać tę kłótnie, aż wreszcie zasnęła. Do jej pokoju zaniósł ją Oliver, ponieważ ja z Zaynem całkowicie oddaliśmy się kłótni w której trochę go na powyzywałam. Ale on mnie też. 
  - Jesteś debilem! Takich jak ty powinno się leczyć! - wrzasnęłam już któryś raz z kolei.
  - Cassie, do cholery! Gdybyś nie była tak głupio uparta, wszystko by wyszło! - zawołał wściekły Zayn. - Chciałem dobrze! Chciałem pomóc!
  - Tylko, że coś nie wyszło! Mógłbyś się nie mieszać zawsze w nieswoje sprawy! - warknełam.
  - Ale za to ty masz do tego uprawnienia?!
  - Gdyby nie ja, najprawdopodobniej nigdy nie spotkałbyś już Mi! Siedziała przez ciebie cały czas w pokoju, płacząc i tnąc się! Ty w ogóle na nią nie zasługujesz! Nic tylko ją ranisz! To przez ciebie Mia jest w takim stanie, jakim jest! Ty ją po prostu niszczysz od środka! Jesteś dla niej jak narkotyk, który powoli ją zabija, ale nie może skończyć, bo daje jej to za dużą przyjemność! - wykrzyknęłam na cały głos. Zayn wpatrywał się we mnie zszokowany. W jego oczach dostrzegłam ogromny ból, gdy cofnął się pod ścianę. - Zayn, ja... Ja.. - zaczęłam dukać, zdając sobie sprawę, że przegięłam. Zraniłam go mocniej, niż on mnie.
  Szatyn odwrócił się do mnie tyłem, mówiąc cicho:
  - Wynoś się, Cassie.
  Przez chwilę stała w bezruchu, zaciskając usta. Przecież na tym mi zależało, prawda? Zranić go mocniej niż on mnie. Więc dlaczego teraz czułam tak okropny żal, ból i złość? Ale złość na siebie?
  Spuściłam głowę i odwróciłam się w stronę schodów. Dostrzegłam an nich Olivera, gapiącego się na nas z otwartymi ustami. Widział wszystko, przebiegło mi przez myśl. Ominęłam go, nie patrząc mu w twarz i wbiegłam do swojego [ tak nazywałam pokój gościnny, w którym przebywałam ] pokoju.
***
  Obudził mnie jakiś szelest za oknem. Zaświeciłam światło i zamrugałam porażona jasnym światłem. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się już do jasności, na balkonie spostrzegła jakiś ruch. Wzięłam głęboki oddech przypominając sobie Greogra i to, jak wpuściłam go przez balkon do pokoju... Przez co niemalże wszystko potem zniszczyłam. 
  Podeszłam jednak ostrożnie do drzwi balkonowych i przylgnęłam do szyby. Widziałam w smudze światła padającej na taras, czyiś cień, nie potrafiłam mimo to zidentyfikować do kogo należał. Zmarszczyłam brwi, po czym wzięłam głęboki oddech uchylając delikatnie drzwi. Od razu otworzyły się szerzej, a do pokoju wszedł...
  - Harry - szepnęłam zdziwiona, nim chłopak zamknął mi usta pocałunkiem. 
____________________________
Od Boddie: Nawet mi się podoba. Początek niezbyt, ale potem już tak :D Mam nadzieję, że Wam też :P

wtorek, 16 października 2012

[34]-Mia on nie żyje. Widziałaś jak ginął. To wszystko przez to, że straciłaś dużo krwi.

Mia...
                           Stałam jak wryta wgapiając się w Olivera jak trzyma za chabety Harry'ego. Chłopak był naprawdę siły i chyba nawet Loczek nie dał by mu rady. Po chwili postawił go na ziemi i pomógł podnieść się dziewczynie.
-Wszystko gra?-spytał cały czas mierząc wzrokiem Hazze. Dziewczyna przytaknęła i otrzepała ciuchy. Wzięłam głęboki wdech i poczułam jak ktoś mnie obejmuje. Spojrzałam na Zayna jeszcze bez większego entuzjazmu. Byłam na siebie wściekła. Właściwie nie wiedziałam, czy dobrze zrobiłam przebaczając mu.
-Kto ty?-spytał Loczek patrząc na mojego brata z wściekłością. Oliver był od Loczka o wiele wyższy więc Hazza miał mały problem by spojrzeć mu w oczy.
-A co cię to interesuje? To raczej poufne informacje.-powiedział ze złością. Nie lubiłam gdy stawał się zły. Był wtedy strasznie agresywny. Szybko, a raczej tak szybko na ile miałam sił podeszłam do niego i lekko odepchnęłam go od Harry' ego bo prawie by an niego wszedł.
- Wiesz. Skoro znasz moją dziewczynę to...-Cass głośno się zaśmiała przytulając się do Olivera.
-Ja? Twoją dziewczyną? Chyba raczej urocza Valerie. Nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie.-powiedziała, a Harry odszedł zaciskając dłonie w pięści. Byłam zła, że tek wyszło. Nim zdążyłam zareagować Cass podeszła do Zayna chcąc go uderzyć, ale ten złapał ją za dłoń i spojrzał z politowaniem
-Uspokój się. Chciałem dobrze i myślałem, że mu się uda, ale jednak ty jesteś bardziej uparta niż myślałem.-oparłam się o brata czując jak kręci mi się w głowie. Moje zabandażowane nadgarstki nagle mocniej zaczęły krwawić, a ja poczułam jak odpływam.
-Jesteś skończonym kretynem!-wrzeszczała Cass, ale nie jestem tego pewna. Obraz powoli tracił kształty, a słowa zlewały się z sobą.
-Mia!-krzyknął Oliver biorąc mnie na ręce. Nie czułam już żadnych mięśni czy nerwów mogli by mnie dźgać, a ja i tak bym nic nie czuła.
-Mia!-krzyknął równo Zayn z Cass. Przeszedł mnie dreszcz i zasnęłam.
***
                  Obudziłam się u siebie w domu, co nie było dobrą nowiną. Chciałam wyjść na dwór! Iść na dyskotekę i się zabawić! Szybko się podniosłam i wstałam. W pokoju nikogo nie było. Nadal miałam zawroty w głowie i czułam się jak po niezłym kacu. Zmarszczyłam czoło i uśmiechnęłam się widząc... Arona?! Odskoczyłam wystraszona i krzyknęła. On jednak zbliżał się. Przecież to niemożliwe, by przeżył! Sama widziałam jak umierał wyznając mi miłość! Był coraz bliżej. 
-Mia...-usłyszałam zachrypnięty głos Arona i to jak rozrywa moją koszulkę. Jeszcze raz wrzasnęłam. -Mia!!-tym razem wrzeszczał ktoś inny. A mianowicie Zayn. Otworzyłam oczy i zobaczyłam na swoim brzuchu pełno skaleczeń. Krwawiłam... Lubiłam to uczucie.  Było inne od tych wszystkich. Podniosłam wzrok i ujrzałam mulata opatrującego mi rany. Ktoś wyjął mi coś z ręki. Spojrzałam na Cass w której oczach czaiło się przerażenie po czym przeniosłam wzrok na ostry nóż w jej ręce.
-Co ci odbiło?!-krzyczała. Znowu na mnie wrzeszczała. Ale martwiła się o mnie. Zachłysnęłam się powietrzem i zaczęłam kaszleć. 
-Tu był Aron...-powiedziałam patrząc na przyjaciół. Wiedziałam, że uznają mnie za wariatkę, ale tak było! Ja go widziałam! Stał przede mną i rozerwał mi koszulkę!- Ty rozerwałeś koszulkę?-spytałam Zayna, ale ten zaprzeczył.
-Gdy przybiegłem leżała na ziemi.-powiedział, a ja zamarłam. 
-Mia on nie żyje. Widziałaś jak ginął. To wszystko przez to, że straciłaś dużo krwi.-mówiła Cass uśmiechając się do mnie. Wiedziałam, że mi nie uwierzą... Nagle drzwi zamknęły się z hukiem, a ja podskoczyłam wystraszona. Nie musieli mi wierzyć. Ja wiedziałam, że ktoś tu był i jeśli nie był to Aron to ktoś kto go znał i mnie też. Siedziałam jeszcze długo na kanapie wpatrując się w miejsce gdzie przed momentem stał wysoki blondyn i nie śmiałam się ruszyć. Nawet gdy Zayn mnie przytulił. Za bardzo się bałam.
__________________
Od Chocolate997: Sama nie wiem czy chciałam żeby to był sen czy może jakieś zwidy... Nie miałam pomysłu na rozdział więc jest jaki jest.

piątek, 12 października 2012

[33] - " Cassie to przeszłość. Byłem nią zauroczony, lecz moją prawdziwą miłością zawsze była Valerie"

Cassie...
  Mia była w fatalnym stanie. Praktycznie bez Zayna nie żyła. Podejrzewałam ją nawet o rozmyślaniach nad samobójstwem. Oliver opowiadał mi, że całe te tygodnie siedziała w pokoju, płakała i cięła się. A on nie potrafił jej pomóc, zatrzymać przed samookaleczeniem się. Pamiętam, że cały był roztrzęsiony mówiąc to. Widziałam, że podzielał cierpienie Mi, choć najprawdopodobniej nie wiedział skąd u dziewczyny pojawił się taki ból. Ale nie potrzebował tego wiedzieć, by ją pocieszać. Zastępował mnie przez te tygodnie za co byłam mu dozgonnie wdzięczna. Nie sadziłam, że z Mią może być tak źle. 
  Oliver stał się dla mnie jak brat. Był jeszcze bliższy niż Liam. Nie onieśmielał mnie już tak jak na początku, co było zasługą dwugodzinnej rozmowy z nim i Mią. Odważyłam się nawet wyciągnąć go z jej pokoju, gdy wspomniał o Zaynie. Ba, odważyłam się go opieprzyć o uwagę o nim. 
  Choć głównie wyciągnęłam go stamtąd, gdyż wpadłam na genialny pomysł.Oliver co prawda nie był do niego zbyt przekonany, ale i tak postawiłam na swoim.
  - Halo? Zayn? - powiedziałam parę minut później do słuchawki. Po drugiej stronie usłyszałam zachrypnięty, aczkolwiek bardzo szczęśliwy głos chłopaka:
  - Cassie?! Och, Cass jak dobrze cię słyszeć... - mówił.
  - Tak, tak, wiem. Ciebie nieco mniej - odparłam zła, przypominając sobie wcześniejszą krzywdę. Przez chwile panowała cisza, która ostatecznie przerwał Zayn:
  - Cassie, ja... Naprawdę nie chciałem.. Ale nie mogłem nic zrobić, Harry też nie chciał, musisz go zrozumieć...
  - Zamknij się i słuchaj - warknęłam, wściekła o wzmiankę o Harrym. Chłopak posłusznie wykonał polecenie, a mój plan przyjął z ogromnym szczęściem. Obiecał mi, że będzie punktualnie w umówionym miejscu i nie przyprowadzi nikogo - a już zwłaszcza paparazzich.
  Dwa dni później powoli sprowadzałam Mię ze schodów. Niewiarygodne jak ta dziewczyna się zapuściła! Ledwo chodziła. O ile ja dawałam sobie radę z rozłąkom z Harrym, ona bez Zayn niemalże umarłą. Może polegała to na wyrządzonych krzywdach. Nie wiem.
  Minęło kilka minut nim doszłyśmy, tam gdzie chciałam. Przyznam, że okropnie się stresowałam. Bałam się, że zamiast pomóc, pogorszę tylko sprawę.   Z drugiej jednak strony, wierzyłam, iż uda się Zaynowi i polegałam na nim.
  Mia widząc chłopaka, nie chciała isć dalej. Musiałam ja siłą dowlec do Zayna. Gdy już dokonałam tego czynu [ co nie było takie trudne, ponieważ ja byłam dość silna, a Mia wręcz wychudzona ] natychmiast oddaliłam się od pary. Z dala słyszałam krzyki Mi pełen złości i spokojne odpowiedzi Zayna. Obejrzałam się by sprawdzić jak mu idzie i w tym samym momencie wpadłam na drzewo.
  Zamrugałam zdezorientowana i minęła dość pokaźna chwila nim zrozumiałam, że nie wpadłam an drzewo tylko na... Harry`ego.
  Zacisnęłam szczęki, próbując uwolnić się z uścisku chłopaka. Obiecałam sobie, że jak tylko to zrobię pójdę i przywalę Zaynowi. Ale tak porządnie. Żeby wił się z bólu. Ja mu pomogłam, w dodatku po tym jak bezczelnie mnie oszukał, a ten?!
  Widząc, że próby wyrwania się nie wychodzą mi zbytnio [ przy każdym moim ruchu, Harry mocniej mnie ściskał] warknęłam, nie patrząc na chłopaka:
  - Puszczaj mnie, natychmiast!
  - Najpierw muszę ci coś wyjaśnić... Potem zrobisz, jak będziesz uważała! - powiedział spokojnie Loczek.
  Zacisnęłam dłonie w pięści i uderzyłam go w twarz. Puścił, trzymając się jedną dłonią za twarz. Drugą opierał się o drzewo, patrząc na mnie zszokowany. Ja również byłam swoim zachowaniem zdziwiona. Prawdę mówiąc nigdy nie uderzyłam człowieka z pięści. Ręka dlatego bolała mnie okropnie.
  - Daj mi spokój i spieprzaj do tej swojej suki! - wykrzyknęłam, próbując przejść obok niego. Od razu przeklęłam, że włożyłam buty na obcasie. Obejrzałam się jeszcze prędko do tyłu - całowali się. Mój plan się udał. Bomba. Zaynowi przyłożę przy najbliższej okazji.
  Wyminęłam Harry`ego i już prawie wyszłam z lasu, gdy poczułam szarpnięcie. Cofnęłam się do tyłu, zahaczając nogą o korzeń. Z piskiem zwaliłam się na Harry`ego, który nie dość, ze zdziwiony objął mnie mocno w pasie, to po chwili przetoczył się tak, bym to ja była na dole. Sprytne. Nie miałam możliwości ucieczki. Zwłaszcza, że Loczek od razu sięgnął po moje ręce, bym nie próbowała znów zaatakować.
  - Cholera - powiedziałam cicho, próbując się.. próbując się w ogóle poruszyć!
  - Cassie... - wysapał Harry. - To nie tak. Nie tak jak myślisz.
  - Och, a więc nie chodziłeś z Valerie, podczas momentu w którym próbowałeś mnie wykorzystać w łóżku? - spytałam. Poruszyłam nogą, która od razu została przygnieciona nogą Hazzy.
  - Nie...Niezupełnie... To menadżer kazał udawać mi chłopaka Valerie! Ale to w tobie byłem i jestem zakochany! - warknął wręcz Harry.
  Prychnęłam.
  - Pewnie. - odparłam z kpiną. - Gdyby tak było to chociażbyś zerwał z Valerie, gdy wyjechałam! Ale nie, wy tworzyliście przepiękną, zakochaną w sobie na zabój parę.  " Cassie to przeszłość. Byłem nią zauroczony, lecz moją prawdziwą miłością zawsze była Valerie" - zacytowałam ze złością.
  Harry spojrzał na mnie zdziwiony.
  -Nie sądziłem, że będziesz oglądała moje wywiady - powiedział.
  - Mam dość uciążliwą babcię - wyjaśniłam, przewracając oczami. Zaraz jednak wykrzyknęłam z furią: - Zresztą co, myślałeś, że jak nie będę czytywała wywiadów o tobie i oglądała jakieś programy rozrywkowe o tobie, to możesz sobie opowiadać o mnie ile wlezie i obrażać mnie?! Żałosny jesteś...
  Harry fuknął zły. Nie wiedziałam kto był bardziej wściekły - ja czy on.
  - To wszystko przez menadżera! To on mi kazał to wszystko mówić, by wypromować zespół! - mówił. - Cassie, ja cię kocham!
  To ostatnie zdanie wykrzyknął na cały głos.
  - W takim razie zdecyduj: menadżer i zespół czy ja! - warknęłam i w tej chwili poczułam, jak ciężar Harry`ego schodzi z mojego ciała.
  Ale to nie się podniósł.
  To Oliver postawił go na nogi, pomagając mi tym samym uwolnić się od chłopaka.
_________________________
Od Boddie:  Rozdział mi się podoba, mam nadzieję, że Wam też :D Nie wiedziałam jak skończyć, więc zapożyczyłam sobie Olivera :D



czwartek, 4 października 2012

[32]-Istniejesz! Dla tysiąca fanek! Dla menadżera! Dla mnie! Istniejesz, a ja przez ciebie po raz kolejny cierpię!

Mia...
                               Przez te kilka tygodni nie wychodziłam, nie jadłam prawie nic, a piłam niewiele. Trudno było mi się na czymś skupić. Już nikt nie trzymał mnie przy życiu, ale postanowiłam czekać do ostatniej chwili. Nadal liczyłam, że... Nie, nie miałam co liczyć. Zresztą sama nie pozwalałam mu do siebie dotrzeć. Wszystkie sms od niego usuwałam nie czytając, a gdy dzwonił nie odbierałam. Moją jedyną przyjaciółką była żyletka i Cassie, która dzwoniła do mnie codziennie. Udawałam przed nią, że wszystko jest w porządku, ale tak na prawdę po każdej rozmowie z nią płakałam. Brakowało mi jej, a Jego... Nie mogłam przeboleć. Nie wiedziałam nawet jak poszedł im X Factor. Czasem dzwonił Lou, ale nie rozmawialiśmy o One Direction. Unikaliśmy tego tematu jak ognia. Ktoś zapukał do drzwi i wszedł do środka. Zwinęłam się jeszcze bardziej zakrywając się kołdrą gdy do środka weszła Cassie. Uśmiechała się... Była szczęśliwa... Tak przynajmniej wyglądała na pierwszy rzut oka. Nie miałam siły wstać. Nie miałam siły ruszyć się by ją przytulić.
-Mia...-powiedziała cicho podchodząc bliżej. Nie miałam odwagi otworzyć ust.- Jejku...-powiedziała siadając koło mnie i mocno przytulając. Nie płakałam już od dawna. Łzy wyschły i zostało po nich tylko wewnętrzne cierpienie.- Powiedz coś... Proszę cię...-powiedziała, ale ja ani drgnęłam. 
-Cassie...-nagle coś we mnie drgnęło. Wróciło to uczucie, które pojawiło się naszego pierwszego spotkania. To, że komuś na mnie zależy. Odwzajemniłam uścisk i zaszlochałam bo na nic innego nie było mnie stać. Rozmawiałyśmy godzinami, a przynajmniej mi się tak zdawało. Ja nie miałam co opowiadać. Dopiero po dłuższym czasie dziewczyna dostrzegła moje zakrwawione nadgarstki.
- Czemu ciągle to robisz?!-krzyknęła na mnie. 
-Dla mnie nie ma miejsca na tym świecie. Może tam będę szczęśliwsza...-powiedziałam gdy do pokoju wszedł Oliver. Siedział chwilę z nami przyglądając się Cass z uśmiechem. On jako jeden z niewielu przejmował się moim losem. Nie chciał mnie do niczego zmuszać, ale pomagał jak tylko mógł.
-Jak się poznałyście?-spytał, a my zaczęłyśmy rozmawiać. Nagle zapał do życia mi wrócił. Może nie do końca, ale jednak w małym stopniu.- Mia ostatnio był tu niejaki Zayn. Pytał o ciebie...- moja twarz znowu przybrała kamienny wygląd. To imię nie było wymawiane przeze mnie przez tak długo. Już zapomniałam jak brzmiało i jakie było piękne. Cass spojrzała na mnie smutno po czym wstała i żegnając się wyszła ciągnąc za sobą Olivera. Miałam nadzieję, że się polubią. 
***
       Dwa dni później:
          Powoli zeszłam po schodach patrząc uważnie pod nogi. Bolały mnie okropnie, a mięśnie zastygły. Czułam się jakby wracała do rzeczywistości po całych latach. Cassie pomagała mi powoli zejść. Wiedziała jakie to dla mnie trudne- otworzyć się. Nie wiedziałam co planuje i nie chciałam.  Wyszłyśmy na zewnątrz, a ja wzięłam głęboki wdech. Nagle siły mi wróciły i zechciałam tańczyć. Cassie prowadziła mnie w nieznane miejsce, chodź wydawało mi się jakbym chodziła tą drogą często. Nagle ją poznałam. Prowadziła do lasku w którym całe dnie przesiadywałam jeszcze niedawno. Momentalnie zatrzymałam się widząc przed sobą wysokiego szatyna o brązowych oczach. Lekko się uśmiechał, a włosy miał w kompletnym nieładzie co było w jego przypadku rzadkie. Zrobił krok w moją stronę a ja odskoczyłam. Nie wiedziałam jak się zachować. Bałam się go. Bałam. Nie chciałam go znać. tle czasu walczyłam ze wspomnieniami. Po co? Po to by teraz wróciły? Po to bym znowu widziała jego twarz każdej nocy? Na każdym ciele? 
-Czemu to zrobiłaś?-spytałam gdy ta pchnęła mnie na chłopaka i odsunęła w tył. Obejrzałam się i zobaczyłam jak dość daleko od nas stoi Loczek. Tych włosów nie da się zapomnieć. Dziewczyna nie zauważając go ruszyła w tamtą stronę. Gdy tylko przypomniałam sobie co się ze mną dzieje wyrwałam się Z...Zaynowi.
-Mia...-powiedział zbolałym głosem. Jakby ktoś wbijał mu sztylet w serce.
-Zostaw mnie...-powiedziałam cicho i oddaliłam się. Tym razem nie mogłam mu wybaczyć.
- Ja jej nie pocałowałem...-powiedział, a ja krzyknęłam z bólu. Tak z bólu. Każde jego słowo raniło mnie prosto w serce, a zwłaszcza takie jak kocham, pocałunek czy miłość. Nie mogłam znieść jego głosu.
-Nie! Nie chcę cię słuchać!-wrzasnęłam i poczułam jak Cass i Harry nam się przyglądają. Opadłam na ziemię nie czując nóg.
-Mia. Proszę wybacz mi.-mówił spokojnie kucając i patrząc mi w oczy. Nagle w gardle stanęła mi gula i nie mogłam nic powiedzieć.- Ja cię kocham i tylko ciebie! To ona mnie pocałowała!- przesunęłam się rękoma pod drzewo i oparłam o nie. Znowu płakałam. Łzy znów powróciły z zdwojoną siłą, a cierpienie narastało.
-Nie Zayn... Nie potrafię! Czy ty wiesz jak ja się czułam?! Wstydziłeś się mnie! To ja robiłam ci kłopoty! Musiałeś mnie ratować, a potem ledwo co udało ci się wystąpić... Simon mnie za to obwiniał...-powiedziałam cicho łkając.
- Musisz! Ja bez ciebie nie istnieję!-szybko mu przerwałam.
-Istniejesz! Dla tysiąca fanek! Dla menadżera! Dla mnie! Istniejesz, a ja przez ciebie po raz kolejny cierpię!- Zayn szybko usadowił się naprzeciwko mnie i nie chcąc bym powiedziała kolejne słowo pocałował mnie. Pierw delikatnie, a potem bardziej namiętnie i łapczywie. Nie mogłam oddychać. Zabierało mi dech w piersiach. Dopiero po dłuższej chwili odwzajemniłam pocałunek. Nie chciałam mu wybaczyć, ale tak musiało być! Nasze losy były połączone w jeden!
___________
Od Chocolate997:  Pisany pod wielkim natchnieniem! Miałam ten pomysł już dawno o czym nikt nie wie;D Hah... Wyszło jak wyszło, ale chyba dobrze.

niedziela, 30 września 2012

[31] - Wyjeżdżam. Wybacz, że tak bez pożegnania, ale mam dość. Musze odpocząć od tego wszystkiego... od niego.

Cassie...
  Płaczący, wyjmowałam ubrania z szafy i wrzucałam je do walizki. Nie zamierzam tu zostań jeszcze ani dnia, ani godziny, myślałam w rozpaczy i złości. Z moich oczu płynął potok łez, którego nie potrafiłam zatrzymać. I nawet nie próbowałam.
  Boże, jaka ja byłam głupia! Dałam się tak omamić, jakiemuś... jakiemuś... skurwysynowi! Wykorzystał to, że się w nim zakochałam bez pamięci, by zrobić sensacje! By pomóc swojej karierze...
  A chłopcy w dodatku wiedzieli.. Wszyscy! Liam też... I mnie tak zdradził... Myśleli, że się nie dowiem?! Że jestem tak głupia, iż dam się oszukiwać?!
  I.. i w sumie mieli rację. Gdyby nie Simon, nadal nie wiedziałabym o tych ich przekrętach. Boże, jaka ze mnie debilka!  Zawsze miałam się za sprytną i inteligentną  nie dającą się uwieść byle jakiemu chłopakowi. Teraz okazało się, że to wszystko tylko sobie wmawiałam. Głupia, och głupia ja!
  Zamknęłam walizkę i skierowałam się w stronę drzwi. Nim jednak zdążyłam złapać za klamkę, tworzyły się, a w progu stanął Liam. Zdziwiony spojrzał najpierw na moją walizkę, a następnie na mą zapłakaną twarz.
  - Co się sta... - zaczął, lecz przerwałam mu silnym ciosem w twarz. Jęknął łapiąc się za policzek.
  - Myśleliście, ze nigdy się nie dowiem?! - wykrzyknęłam, omijając go i zbiegając ze schodów. Nie patrząc ani na Nialla buszującego po lodówce ani na Zayna brzdąkającego coś na gitarze, ubrałam buty i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Naciągnęłam na głowę kaptur, chroniąc się przed wścibskimi spojrzeniami fotoreporterów i dociekliwymi pytaniami. Gdy udało mi się uciec przed reporterami, wyciągnęłam komórkę i napisałam sms do Mi:
 " Wyjeżdżam. Wybacz, że tak bez pożegnania, ale mam dość. Musze odpocząć od tego wszystkiego... od  niego. "
Kilka tygodni później...
  Codziennie rozmawiałam przez telefon z mamą i Mią, żadnej jednak nie zdradziłam miejsca swojego pobytu. Wiedziałam, że ranię swoim zachowaniem mamę, lecz nie mogłam inaczej. Miałam dość. Wszystkiego. Musiałam się odizolować, zapomnieć. Z Mią unikałyśmy tematu chłopców, dziewczyna wiedziała, że gdyby tylko wymieniła imię któregoś z nich, zraniła by mnie. Dlatego też gadałyśmy o wszystkim, tylko nie o nich.
  Mieszkałam u babci, która przyjęła mnie z otwartymi rękami. One jednak nie szczędziła pytań związanych z One Direction, a już zwłaszcza z Harrym. Pytała o wszystko, a w zamian nie zdradzała mamie, iż u niej mieszkam. Cierpliwie znosiłam wszystkie uwagi babci o nich, nie dając po sobie poznać jak bardzo mnie nimi rani. Nie raz odczytywała wiadomości z gazet o chłopakach, dzięki czemu byłam zawsze na bieżąco. Babcia, pewna, że tymi informacjami robi mi przysługę praktycznie codziennie, bez przerwy o nich gadała. I tak, choć starałam się wywalić ich z pamięci, wiedziałam o nich wszystko. Nie mogłam się przeprowadzić, bo nie było gdzie. Zresztą, nie posiadałam pieniędzy, by coś wynająć.
 Chłopaki byli po programie. Doszli do finału, zajęli III miejsce. Nagrali nowy singiel - What Makes You Beautiful, który podbijał rekordy oglądalności. Zresztą powstały też inne jak np. One Thing czy Moments.  Mieli miliony fanek na całym świecie. Podróżowali. Dawali koncerty. Mogę nawet stwierdzić, iz byli najpopularniejszym boysbandem na świecie.  Nie było mowy bym o nich zapomniała. Gdziekolwiek poszłam, spotykałam się z ich podobiznami, piosenkami.
  Aż wreszcie postanowiłam wrócić. Ten wyjazd tylko pogorszył sytuacje. W domu przynajmniej nie dostawałam najświeższych informacji o One Direction co krok. Jeszcze chwila i babcia zaczęła by mi wymieniać, kiedy byli w kiblu, co zjedli.
  Najpierw Mia. Potem dom, mama i Melanie.
  Zapukałam do drzwi przyjaciółki. Nie musiałam długo czekać na otwarcie drzwi. W progu jednak nie stanęła Mia, a... jakimś mężczyzna. Wyższy od Liama, co jeszcze bardziej przekonało mnie do tego, iż jestem karłem.
  - Dz-dzień dobry.. - wydukałam. - Jest Mia?
  Mężczyzna kiwnął głową, po czym znikł na schodach.
  Trzeba było przyznać - facet posiadał przerażającą urodę. Gęste brązowe włosy delikatnie opadały mu na czoło, a czarne oczy wesoło i przyjaźnie patrzyły na świat. Jak wspominałam, był rosły i bardzo dobrze zbudowany. Nie mogłam się jednak powstrzymać od porównania go z Harrym - robiłam tak praktycznie przy każdym mężczyźnie -  i doszłam do wniosku, że nie dorasta mu do pięt. Jak każdy.
  Beznadziejnie zakochana, ot to można było o mnie powiedzieć. Beznadziejnie zakochana w beznadziejnym debilu.
  Po chwili w drzwiach ukazał się ten sam mężczyzna z zakłopotanym wyrazem twarzy.
  - Mia jest u siebie i... Hm, może lepiej byś weszła? - zapytał niepewnie facet. - Jestem Oliver.
  - Cassie. Miło mi cię poznać - uśmiechnęłam się, wchodząc do domu. Oliver odwzajemnił uśmiech.
  A ja pierwszy raz poczułam się przy jakimś facecie onieśmielona. Nie wiem czy to ze względu na jego wzrost czy urodę, ale onieśmielał mnie.Jeszcze bardziej niż Harry, niż jakikolwiek człowiek na świecie.
  Ja się po prostu go bałam.
________________________
  Od Boddie:  Musiałam dać te "kilka tygodni później", już za bardzo to wlokłam :P Zresztą już dawno postanowiłyśmy z Chocolate997, że damy też tą akcje po X Factor i właśnie te kilka tygodni później, a ja cały czas wymyślałam coś tam z Harrym... Więc skorzystałam z tego, że się pokłócili i dałam te kilka tygodni :D Mi się osobiście rozdział podoba, a Wam?

środa, 26 września 2012

[30]-Oczywiście. Obiecałem i jestem. Jednak Stany to nie to samo co nasza deszczowa Anglia.

Mia...
                  Słyszałam całą rozmowę Simona z Cassie i byłam przerażona. Cass musiała teraz czuć się na prawdę strasznie i współczułam jej. Czułam się w tej chwili jak piąte koło u wozu. Z mojego powodu roiło się od plotek w gazetach i telewizji, a dzisiejszy pocałunek z Sam jeszcze to podsyci. Zeszłam ze schodów i stanęłam  twarzą w twarz z Simonem. Nie rozumiałam dotąd czemu mnie tak nie lubi, ale teraz wszystko stało się jasne. Po prostu odciągałam Zayna od nauki śpiewu i wprowadzałam go w kłopoty. Cass spojrzała na mnie zszokowana, a ja zakładając na siebie kurtkę wybiegłam z domu. Już przy samych drzwiach zostałam otoczona przez dziennikarzy. Nie wiedziałam jakim  cudem się tu znaleźli. Przecież kiedy tu przyszłam wszystko było w porządku.
- Jesteś zaskoczona zachowaniem Zayna?!-wrzeszczał ktoś z tyłu. Przedarłam się z trudnościami przez tłum i wpadłam na kogoś.  Był to kolejny dziennikarz.
- Sądzisz, że byłaś tą właściwą dziewczyną?-spytał. Postanowiłam odpowiedzieć w końcu co mi szkodzi?
-Nie będę się wypowiadać! Niech sam Zayn Malik wam to powie!-krzyknęłam i pobiegłam w stronę lasu. Biegłam jak najszybciej mogłam ledwo co widząc przez płacz. Gdy byłam przed lasem zatrzymałam się, a moich uszu dobiegł piękny śpiew. Tak dobrze mi znany, ale teraz znienawidzony. Szybko się cofnęłam nie chcąc napotykać tych brązowych oczu na swojej drodze i wbiegłam do swojego domu. Ojca jak zwykle nie było, a Pamela zapewne siedziała przeliczając gotówkę. Położyłam się na kanapie i podkuliłam kolana przybierając pozycję embrionalną. Głębokie wdech były coraz spokojniejsze, a moje ciało uwolniło się od zbędnych emocji. Chciałam być teraz sama, ale niestety nie było mi to pisane, bo zaraz do mieszkania wpadł Lou z szerokim uśmiechem na twarzy. Położył się obok mnie i posmutniał.
-Co on ci znowu zrobił?-spytał zaskoczony, a ja tylko wzruszyłam ramionami nie chcąc nic mówić.
-Czy to ważne? Dla mnie on już nie istnieje.-powiedziałam przytulając się do chłopaka i bawiąc jego palcami. W jego ramionach czułam się bezpieczna. Chyba z całej czwórki chłopaków, bo Malika w to nie wliczam właśnie z nim rozumiałam się najlepiej.
- On często popełnia głupstwa. Zobaczysz jutro będzie lepiej.-powiedział całując mnie w czoło. Uśmiechnęłam się przez łzy, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Nie miałam pojęcia kto to mógł być. Wstałam, ale Louis zatrzymał mnie i sam podszedł do drzwi po czym je otworzył.- Dom państwa Colton w czym mogę pomóc?-spytał, a ja słabo się uśmiechnęłam.
-Czyli dobrze trafiłem- usłyszałam męski i pociągający głos. Gdzieś go już słyszałam. Po chwili doszło do jakiejś przepychanki pomiędzy chłopakami.- Ja tu mieszkam.-powiedział, a ja wstałam. Widząc przed sobą mojego brata zastygłam w bezruchu. Lou stał i wpatrywał się we mnie, a ja w bruneta, który pięknie się uśmiechał.
-Oliver...-powiedziałam cicho po czym krzyknęłam.- Oliver!-wskoczyłam mu w ramiona oplatając go nogami w pasie i mocno ściskając.- Wróciłeś...-powiedziałam płacząc ze szczęście.
-Oczywiście. Obiecałem i jestem. Jednak Stany to nie to samo co nasza deszczowa Anglia.- i jakby na pod twierdzenie jego słów lunął deszcz. Lou odkaszlnął i spojrzał na nas. Puściłam brata stając bezpiecznie na ziemi.
-Lou to mój brat Oliver. Oliver to mój przyjaciel Lou.-powiedziałam, a Olli poruszał brwiami w górę i w dół.
-Nie!-krzyknęliśmy razem z Louisem na ten gest.-Twoja siostra jest w rozsypce więc się nią zajmij, a ja spadam.-powiedział ściskając dłoń bruneta. Po tym pocałował mnie w czoło i wyszedł z domu. Byłam tak szczęśliwa, że całkiem zapomniałam o tym co wydarzył się niecałą godzinę temu.
-No nie wieżę!-wrzasnęła i kolejny raz przytuliłam brata.
_________________________
Od Chocolate997: Z tym bratem to naszło mnie w trakcie pisania. Musiałam jakoś poprawić humor Mii. Wydaje mi się, że jest nieźle. Zayn się nie pojawia, ale w kolejnym obiecuję, że będzie;)

sobota, 22 września 2012

[29] - Ale menadżer One Direction, kazał mi milczeć. Twierdził, że to tylko podsyca fanów, taki trójkąt miłosny. Podsyca telewizję.

Cassie...
  Leżałam, ściskając poduszkę i patrząc się tępo w sufit. 
  To nie fair. Nie byłam na to gotowa. To nie fair, by przez to zniszczyły się nasze relacje. Rozumiem, że mógł poczuć się odrzucony, ale powinien mnie zrozumieć. To nie fair, że mam cierpieć za  to, że nie chciałam, nie byłam gotowa. Dla mnie to wszystko biegnie za szybko. Dopiero co jesteśmy razem, a ten już mnie do łóżka wyciąga... Nawet jeśli przechodzi teraz trudny okres, nie powinien traktować mnie jako takiego lekarstwa... Do łóżka, o kłopotach zapomnieć... I jest. 
  Rozmyślania przerwał my trzask drzwi i czyjeś kroki na dole. W myślach wykluczyłam Louisa, Liama i Nialla, gdyż byli na próbie. Harry pewnie polazł do jakiegoś klubu. A przynajmniej tak podejrzewałam. Zayn natomiast był w szpitalu...Zostawała Mia. 
  Odrzuciłam kołdrę na bok i uważając by nie wdepnąć w rozbity przedtem wazon, wyszłam z pokoju. Schodząc ze schodów ujrzałam zapłakaną Mię, stojącą przed lustrem. Po cichu zeszłam do niej, zaglądając dziewczynie przez ramię. Wyglądałam koszmarnie. Rude włosy stały mi na wszystkie strony, a pod oczami kręgi. Byłam blada jak ściana. 
  Mia odwróciła się w moją stronę i mocno przytuliła. 
  - Mamo...- wyszeptałam. 
  Otworzyłam usta ze zdziwienia, lecz odwzajemniłam uścisk. Czy ona właśnie nazwała mnie "mamą"? Cholera, albo ma widzenia, albo jestem w jeszcze gorszym stanie... 
  Po chwili dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści, jakby chciała mnie uderzyć, a następnie wypuściła mnie z objęć, siadając w najdalszym kącie pokoju. Podkuliła kolana, a zęby zacisnęła na nadgarstku. Widać nie tylko ja byłam w rozsypce. Ciekawe, co narobił Zayn... W szpitalu wydawali się tacy szczęśliwi...
  Podeszłam do niej z wolna, lecz zatrzymałam sie wpół kroku, gdy Mia znów zaczęła jęczeć:
  - Zostaw mnie... - wyszlochała. - Mamo, zostaw...
  Automatycznie podniosłam dłoń do policzka. Czyżbym miała zmarszczki? - przeleciało mi przez myśl. Zaraz jednak skupiłam się na Mi. Uklękłam parę metrów przed nią i wyszeptałam: 
  - Spokojnie... Mia, nie martw się tak. On nie jest tego wart...
  Dziewczyna nie odpowiedziała, zaniosła się tylko jeszcze większym szlochem. 
  Nie wiedziałam co zrobić. Podniosłam rękę, by jakoś ją wesprzeć, Mia jednak wykrzyknęła: 
  - Mamo, zostaw!
  Po czym wybiegła z pokoju, prosto na schody. Siedziałam tak przez kilka sekund z podniesioną ręką, zdziwiona. Następnie opuściłam dłoń i wyprostowałam się. Dopiero teraz zauważyłam, że nie miałam na sobie bluzki, a tylko stanik - podkoszulek nadal leżał rzucony, gdzieś pod łóżkiem. 
  Postanowiłam przygotować sobie gorąca kąpiel i na chwilę zapomnieć o wszystkich zamartwieniach. Za nim jednak zrobiłam w ogóle krok w stronę łazienki, drzwi wejściowe otworzyły się szeroko, a przez nie wsunął się Simon pchając pijanego Harry`ego. Otworzyłam usta ze zdziwienia, a po chwili, przypominając sobie o moim braku w ubraniu, wstydliwie skrzyżowałam ręce na piersiach. Simon natychmiast zatrzasnął drzwi i popchnął chwiejącego się Harry`ego w stronę salonu. 
  Widząc jego twarz zadrżałam ze strachu. Był wściekły, bardzo wściekły. Na progu zatrzymał się zdziwiony, widząc mnie, zaraz jednak twarz mężczyzny znów wykrzywił grymas złości. 
  Harry widząc mnie wydawał jakiś niezidentyfikowany odgłos i zaśmiał się. 
  - Cassie! - wykrzyknął wściekle Simon. - Kazałem ci go pilnować! 
  - J-ja wiem.. Tylko... Pokłóciliśmy się i...
  - Proszę? Powtórz, bo nie zrozumiałam. Pokłóciłaś się z nim, teraz? Właśnie teraz, kiedy Zayn leży w szpitalu, my cały czas ciężko pracujemy, a jego matka poroniła?! 
  Przez chwilę tępo wpatrywałam się w niego. Chyba próbuje mi delikatnie powiedzieć, że jestem świnią, pomyślałam. 
  - To nie tak! - broniłam się. W między czasie Harry podpełzł do mnie i wyciągnął dłoń w kierunku mojego biustu. Natychmiast uderzyłam go w nią, na co chłopak zakręcił się wokół własnej osi i wywalił na ławę - twarzą prosto w herbacie czy co to było. 
  Simon podniósł Loczka i posadził w fotelu. 
  - Rozumiesz jak to wpłynie na jego karierę?! Już roi się od plotek z powodu porwania Mi! Teraz dojdzie jeszcze poronienie jego matki i twój romans z nim! 
  - Romans? - zapytałam głupio. Romans zawsze kojarzył mi się ze zdradą, choć dobrze wiedziałam, ze nie koniecznie to oznacza. 
  - Tak, romans! Nie wiesz, że Harry ma dziewczynę? Valerie, mówi ci to coś?! - warknął rozjuszony Simon.
  Pokręciłam z niedowierzaniem głową i spojrzałam na śpiącego Harry`ego. Wyglądał tak słodko, jak anioł... No, oprócz tego, że śmierdziało od niego alkoholem.
  - Nie, nie prawda. - odpowiedziałam, niemalże w rozbawieniu. - Powiedziałby mi. Valerie by mi powiedziała. Pan by mi powiedział! Chłopcy by mi powiedzieli!
  Simon spojrzał na mnie z żalem, w którym jednak tliła się iskierka złości. Chyba mi współczuł. 
  - Nie mogłem.Onie zresztą też. Ich menadżer tego zabronił.  Zresztą myślałem, że wiesz. Nie czytasz gazet? Jesteście na pierwszych stronach. Chciałem ci powiedzieć, naprawdę. Ale menadżer One Direction, kazał mi milczeć. Twierdził, że to tylko podsyca fanów, taki trójkąt miłosny. Podsyca telewizję. 
  Przełknęłam ślinę, po czym pokręciłam głową, cofając się do tyłu. A więc byłam po prostu...
  - " Harry Styles zdradza córkę milionera?! " albo " Harry Styles z One Direction ma romans"...
... darmową reklamą?!
_____________________
  Od Boddie:  Początek mi się ani trochę nie podoba, końcówka tak :D A Wy? Co o tym sądzicie? :D

wtorek, 18 września 2012

[28]-Zostaw mnie...-wyszlochałam zalewając się łzami.- Mamo zostaw...

Mia...
                                Jeszcze tego samego dnia wypuścili Zayna ze szpitala. Wiedzieliśmy, że Cass z Harrym wrócili do domu więc nie chcąc im przeszkadzać chodziliśmy uliczkami miasta. Nie wiedziałam kiedy, ale nasze dłonie w końcu splotły się w uścisku. Myślałam, że się zarumienię, ale na szczęście to nie nastąpiło. Widząc wychodzącą zza rogu dziewczynę o fioletowym odcieniu włosów przystanęłam. Zayn dopiero po chwili ją dostrzegł i puścił moją dłoń. Trochę mnie to zabolało. Sam podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję mocno ściskając. Stałam z boku bawiąc się pierścionkiem i patrząc na nich. Sami nie wypuszczała chłopaka z ramion nawet gdy ten rozluźnił uścisk. Po dłuższej chwili, która dla mnie trwała wieki, rozdzielili się. Chciałam by Zayn powiedział jej o nas, ale on stał tylko w ciszy uśmiechając się do niej. Podeszłam bliżej i postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce. Przytuliłam się do chłopaka uśmiechając się do Sam. Widziałam jak w oczach dziewczyny wzbierają się łzy.
-Zayn... Jesteście razem?-spytała patrząc na niego błagalnym spojrzeniem. Zayn stał w ciszy, a ja miałam tego dość. Czy on się mnie wstydził?
-Tak.-powiedział krótko, a Sam... Otworzyłam oczy zaskoczona. Zaczęła płakać! Myślałam, że udławię się własną śliną. Wiedziałam jednak, że udaje chodź nie byłam pewna czy Zayn to rozpoznał.
-Dlaczego...-powiedziałam przez łzy, a ja czując jak chłopak chce do niej podejść wzmocniłam uścisk. Nie mogłam go stracić po raz kolejny za sprawą tej oto tu... Dziwki. - Zayn ja... Ja cię kocham.-powiedziała cofając się w tył. Po chwili dziewczyna biegła w stronę domu chłopców, a mój ukochany za nią. Zostałam sama. Byłam wściekła na Zayna! Ona chciała nas rozdzielić i czułam, że po raz kolejny jej się uda, ale nie wiedziałam czy ja dam radę to dłużej znosić. Powoli ruszyłam w stronę domu kopiąc po drodze wszystkie kamienie jakie napotkałam. Droga dłużyła się i wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Może to dlatego, że nie chciałam tam wracać? Nie czułam się z tym mieszkaniem związana. Jedynie rzeczy mamy mnie tam ciągnęły. Ojciec przez czas porwania nie zainteresował się mną w ogóle. Zapewne gdybym zginęła nie przyszedł by nawet na mój pogrzeb. Weszłam do wielkiego mieszkania zdejmując z stóp buty i siadając na kanapie. Zaczęłam skakać po kanałach w poszukiwaniu czegoś właściwego gdy mój wzrok przykuła smukła sylwetka i ciemne włosy za ramiona. Przyciągnęłam do siebie poduszkę i wbiłam w nią paznokcie. To nie mogła być prawda. Na ekranie telewizora stała Sami i całowała się... z Zaynem. On nie wydawał się być tym jakoś bardzo poruszony. Wzbierała we mnie coraz to większa złość i wściekłość, a najgorsze było to, że nie wiedziałam co mam z sobą zrobić. Potrzebowałam teraz komuś o tym powiedzieć wypłakać się w rękaw, ale nie miałam komu. Powoli po moich policzkach zaczęły kapać łzy bólu. Jeszcze nikt w życiu tak mnie nie skrzywdził. Nawet gwałt Arona nie był dla mnie tak bolesny. Podeszłam do lustra wiszącego w salonie i spojrzałam na swoje podkrążone oczy. Usta znów były pogryzione i suche, a włosy w kompletnym nieładzie. Nagle w odbiciu pojawiła się kobieta. Wysoka, szczupła, włosy miała za ramiona w kolorze rudym, a oczy niebieskie i piękne. To była ona... Moja matka, tak bardzo chciałam ją przytulić. Gdy obróciłam się by to zrobić znikła, a przede mną stanęła Cassie z zapłakaną twarzyczką. Nie musiałam nic wiedzieć. Podeszłam do niej i mocno do siebie przyciągnęłam przytulając do siebie. Dziewczyna cicho zaszlochała i pogłaskała mnie po głowie. Dopiero teraz zrozumiałam czemu tak ją kocham. Była jak moja mama... Czuła, ale groźna. Uwielbiała bawić się, ale umiała być poważna. Umiała pomóc w każdej chwili i była najpiękniejszą osobą na świecie.
-Mamo...-wychrypiałam zanosząc się płaczem. Wiedziałam, że jestem o krok od wybuchu. Zamknęłam oczy i przywołałam sobie obraz Zayna, ale szybko go wygnałam z mojej głowy. Teraz tylko mnie rozwścieczał.Zacisnęłam dłonie w pięści i wypuszczając Cass usiadłam w najdalszym kącie pokoju. Podkuliłam kolana, a zęby wbiłam w swój nadgarstek. Wszędzie było pełno szkła, a w kuchni noże. Musiałam się opanować.
-Mia... Spokojnie...-powiedziała podchodząc do mnie. Spojrzałam na nią z przerażeniem i strachem. Nie mogła tu podejść. Nie teraz!
-Zostaw mnie...-wyszlochałam zalewając się łzami.- Mamo zostaw...-powiedziałam kolejny raz widząc w niej matkę, którą tak bardzo kochałam.
________________________
Chocolate997:  Mi się podoba. Jest taki jaki chciałam by był. Chciałam dodać jeszcze jeden wątek, ale to w kolejnym moim rozdziale. Na razie starczy tyle zamieszania;D

piątek, 14 września 2012

[27] - " Co z twoją matką, Harry?", albo " Czy Cassie to twoja dziewczyna?" raz nawet jakaś reporterka wykrzyknęła: " Czy spałeś z Cassie?".

Cassie...
  Simon nakazał Zaynowi wracać natychmiast do łóżka, a Mi przypilnować chłopaka. Gdy para znikła za zakrętem, zwrócił się do Harry`ego z pytaniem czy da radę śpiewać. Chłopak przez chwilę nie odpowiadał, stojąc ze zmarszczonym czołem i zagryzioną wargą. Mentor chyba odebrał to jako "nie", gdyż poprosił mnie na stronę. Tam dał mi swoje kluczyki i powiedział, bym przez ten wieczór opiekowała się Harrym. On wraz z resztą chłopaków mieli pojechać na próbę. Zgodziłam się, zdziwiona, że ufał mi do tego stopnia by pożyczyć swój samochód [ choć zresztą miałam go mu ukraść? I gdzie bym chowała, w rowie? ]. Schowałam klucze do kieszeni i razem z Simonem dołączyłam do chłopaków. 
  Wychodząc ze szpitala oślepił mnie blask fleszy. Cofnęłam się do tyłu wpadając na Simona. Ten tylko uśmiechnął się do mnie pocieszająco i popchnął do przodu. Lou, Liam i Niall dzielnie parli przez tłum fanek i fotoreporterów, a Harry zakładał na głowę czapkę i kaptur. Na pewno nie chciał by ktokolwiek zobaczył go zapłakanego. Ścisnęłam go za rękę w pocieszającym geście, uśmiechając się lekko. Chłopak odwzajemnił uśmiech i zaczął ciągnąć mnie przez tłum fotoreporterów. 
  Wszędzie padały pytania typu: " Co z twoją matką, Harry?", albo " Czy Cassie to twoja dziewczyna?" raz nawet jakaś reporterka wykrzyknęła: " Czy spałeś z Cassie?". Miałam ochotę iść i powiedzieć jej co sądzę o niej i takich pytaniach, ale zabrakło mi odwagi. Gdziekolwiek spojrzałam ludzie robili mi zdjęcia, a flesze oślepiały. Wreszcie dotarliśmy do samochodu, a Harry, z racji mojego oszołomienia, wyciągnął mi z kieszeni klucze. Wepchnął mnie na siedzenie pasażera, sam siadając na fotelu kierowcy.
  - Ja powinnam kierować... - wydukałam. 
  Harry wskazał na tłum przed naszym autem.
  - Naprawdę chcesz wyjść po to by zamienić się miejscem? - zapytał, a ja od razu pokręciłam głową. - Właśnie. 
  Chłopak odpalił silnik i nacisnął lekko pedał gazu. Fotoreporterzy natychmiast odskoczyli w tył, pozostawiając nam wolną drogę. Z czego natychmiast skorzystaliśmy. 
  - O Boże.. - westchnęłam, opadając na siedzenie. - Istne szaleństwo! 
  Harry kiwnął głową.
  - Cena sławy - odparł przygnębiony. 
  Spojrzałam na niego smutno. Chciałam go jakoś pocieszyć, cokolwiek... Ale nie umiałam. Zapytałam więc: 
  - Co z występem? 
  Loczek wzruszył ramionami. 
  - Nic. Wystąpimy. Musimy. Zayn, jak widzisz świetnie się trzyma.. 
 Uśmiechnęłam się, przypominając scenę na korytarzu. Mia działała na niego jak napój energetyczny. 
 Przez chwile jechaliśmy w ciszy. Zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć, jak się zachować... Nigdy nie byłam w takiej sytuacji.. 
  - Przykro mi.. - rzekłam w końcu. Harry uśmiechnął sie tylko lekko, kiwając głową. 
  - Wiem. Każdemu jest. - odparł, jakby z kpiną. 
  Nagle samochód stanął, a ja uświadomiłam sobie, że dojechaliśmy na miejsce. Gdy tylko wyjrzałam przez okno, myślałam, że szlag mnie trafi. Było tu dwa razy więcej reporterów niż wcześniej. Od razu oblegli samochód, tak, że bałam się otworzyć drzwi. Dopiero Harry wyciągnął mnie z auta i wepchnął do domu. Czułam się kompletnie zagubiona. Gdziekolwiek spojrzałam błyszczały flesze, w głowie szumiało mi od ilości pytań. Spuściłam głowę, pozwalając by włosy zakryły mi twarz. Odetchnęłam z ulgą, kiedy Harry zatrzasnął drzwi, zamykając je na zamek. Przez chwilę staliśmy w milczeniu przypatrując się sobie. Potem Harry powoli do mnie podszedł, całując. Nie odepchnęłam go od siebie, wręcz przeciwnie, każdy oddawałam, pogłębiając. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Wreszcie Harry wziął mnie na ręce i skierował się do swojej sypialni, nie przestając całować. Kopniakiem otworzył drzwi, po czym podszedł do łóżka i delikatnie położył mnie na nim w między czasie pozbywając się butów. Moje już dawno przepadły. Nie przerywając całowanie, położył się obok, a właściwie na mnie. Od razu włączyła mnie się czerwona lampka. Kochałam go, ale...
  - Harry! - wykrzyknęłam, gdy chłopak złapał za brzegi bluzki i zaczął podnosić ja do góry, ściągając. Loczek spojrzał na mnie zdziwiony. - J-ja.. Ja nie chcę. - dodałam ciszej. 
  Hazza nie odpowiedział. Podniósł się ze mnie i usiadł obok. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Ja bawiłam się swoją bransoletką, Harry gapił się w podłogę, tarmosząc moją bluzkę. Wreszcie podniósł się, rzucił mój podkoszulek koło mnie i wyszedł, trzaskając drzwiami.
  Zakryłam twarz rękoma. To nie tak miało, być... I znowu wszystko się wali! 
  Uderzyłam pięścią w otwartą dłoń i rzuciłam poduszka w wazon. Zwalił się, roztrzaskując na na drobne kawałki, lecz nawet nie zareagowałam. Skuliłam się w pozycji embrionalnej, pod pościelą, a słysząc trzaskające drzwi na dole i tłum reporterów, zaszlochałam cicho. 
______________________
Od Boddie:  Szczerze, nie podoba mi się... Jakoś tak... Źle mi się pisało... Nie tak, hm... "gładko" jak zawsze. Nie umiem sie lepiej wysłowić xD. A Wy co o tym sądzicie?



poniedziałek, 10 września 2012

[26].- Masz w tej piżamie dziurę na basen. Chyba wiesz co to jest? Tam się...

Mia...
                    Nie miałam pojęcia jak się zachować. Chłopcy już mi powiedzieli co się stało, ale ja byłam tak uradowana obudzeniem się Zayna, że nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Chciałam się jak najszybciej ulotnić, ale Lou złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Spojrzałam na niego zaskoczona, a on mocno mnie uściskał.
-Dzień dobry...-powiedziałam zauważając Simona. Mężczyzna spojrzał na mnie bez większego entuzjazmu.
-Dzień dobry.-powiedział oschle, a mnie przeszły dreszcze. Nie wydawało się by za mną przepadał. Wyswobodziłam się z uścisku Lou i widząc jak Cass odsuwa się od Harry'ego podeszłam bliżej.
-Przykro mi...-powiedziałam spuszczając głowę i przytulając go. Chłopak odwzajemnił uścisk dwa razy mocniej i przez chwilę wydawało mi się, że mnie nie puści tylko udusi, ale w końcu rozluźnił uścisk. Gdy mnie postawił na ziemi cofnęłam się i informując Cassie że idę do Zayna ruszyłam biegiem. Po drodze o mały włos nie potrąciłam kilku osób, ale gdy byłam już w sali na której leżał Zayn szeroko się uśmiechnęłam. Uśmiech na ustach chłopaka jednak się nie pojawił. Doskonale wiedziałam czemu. Można powiedzieć, że go zdradziłam, ale tak nie było!
-Zayn...-powiedziałam cicho podchodząc i siadając na krzesełku. Chłopak spojrzał na mnie chłodno, po czym przeniósł wzrok na ścianę.
- Na prawdę go kochasz...-powiedział sam do siebie. Jak miałam mu to wytłumaczyć?! Nie umiałam!
- Nie... to... Bo ja...To nie tak do cholery!-krzyknęłam, a chłopak znów na mnie spojrzał.- gdybym tego nie zrobiła zginął byś! Chciałam cię uratować...-powiedziałam już ciszej spuszczając głowę. Zayn złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę łóżka. Usiadłam na jego skraju nie chcąc zabierać mu miejsca, ale on jeszcze bardziej się przesunął i nakazał położyć obok siebie. Posłusznie wykonałam jego polecenie lecz  z obawą, że oberwie nam się po głowach.
- Mia... Ja ci wieżę...-powiedział muskając moje usta swoimi. Oszołomiona nie wiedziałam co powiedzieć. Dopiero po chwili odwzajemniłam uśmiech.- Nie wiem czy wiesz, ale...-chłopak wydawał się być zmieszany.
-O matce Harry'ego? Wiem, ale ty skąd...-nim zdążyłam dokończyć chłopak mi przerwał.
-Co z jego matką?-spytał zaskoczony opierając się na łokciu.
-Poroniła...-powiedziałam i nagle zapadła niezręczna cisza. Zayn umilkł i wyglądał jakby nad czymś rozmyślał. Po dłuższej chwili podniósł się i wstał.- Powinieneś leżeć!-krzyknęłam gdy ten już wychodził. Szybko ruszyłam za nim o mały włos nie zabijając się po drodze. Stanęłam w miejscu wybuchając gromkim śmiechem. Po chwili jednak szybko do niego podbiegłam i przytuliłam od tyłu.
-Co jest?-spytał zaskoczony.
-Hah... widzisz...-próbowałam opanować śmiech.- Masz w tej piżamie dziurę na basen. Chyba wiesz co to jest? Tam się...-chłopak spojrzał na mnie nakazując mi umilknąć. Gdy jednak na końcu korytarza ujrzałam zapłakanego Harry'ego uśmiech mi zrzedł. Jakoś doczłapaliśmy się do przyjaciół i Simona, który znowu obsypał mnie groźnymi spojrzeniami, ale nie było mowy by Zayn pocieszał chłopaka ze mną z tyłu.Puściłam go i zdjęłam z siebie bluzę przepasając mu ją w pasie. Wyglądał przezabawnie, ale jakoś nie mogłam się śmiać.
-Zayn! Powinieneś leżeć.-powiedział Simon patrząc na niego ze złością i troską.
- Tak, bo akurat wyleżę.-powiedział prychając i podchodząc do Harry'ego.- Przykro mi. Na prawdę.-dopiero po chwili zorientowałam się, że Zayn zna matkę Loczka dość dobrze i chyba wiedział o ciąży, ale trudno było mi to wywnioskować. Nagle moja bluza osunęła się i całe oto zgromadzenie ujrzało pupę mojego chłopaka. Zakryłam oczy Louisowi i Niallowi, ale niestety zabrakło mi ręki dla Liama. Chłopaki oczywiście nie umieli pohamować śmiechu za co od razu oberwali. Cass stała wpatrując się w gołe miejsce Zayna, a ja szybko do niej podbiegłam i zakryłam jej oczy.
-To należy do mnie...-powiedziałam uśmiechając się. Widziałam, że chce jej się śmiać, ale się powstrzymuje. Zayn spojrzał na nas  po czym obrócił się przodem do Hazzy i wystawił mu pupę. Chłopak cicho się zaśmiał i przyciągnął do siebie Cassie.-Ej! No już! Nie ma co podziwiać!-powiedziałam i szeroko się uśmiechnęła. Nie wiem co rozbawiło tak Loczka ale odwzajemnił uśmiech po czym zmierzwił mi włosy. Czy ja wyglądałam na jakąś inną? Chyba nie miałam czegoś między zębami?

_______________________
Od Chocolate997:  Jak wam się podoba? jest trochę humoru i śmiechu. Chciałam poprawić atmosferę w tym rozdziale, ale czy mi wyszło to nie wiem.

piątek, 7 września 2012

[25] - Widzisz jest coś, czego ci nie powiedziałem Cassie... Bo widzisz moja mama...

Cassie...
  Siedzieliśmy z Mia w kompletnej ciszy przypatrując się Zaynowi. Nie próbowałam jej nawet namówić by wróciła do domu, przespała się, a tymczasem któryś z chłopaków będzie trzymał "wartę". Ale wiedziałam, że odmówi, nie zgodzi się. Chłopcy nie raz próbowali ją przekonać i chyba tylko siłą mogło się ją zaciągnąć do domu.
  Spojrzałam na zegarek na nadgarstku. Dochodziła druga. Za kilka minut miał przyjść po mnie Harry - chłopcy musieli pojechać na próbę. Simon, ich mentor,  co prawda bardzo im współczuł z powodu Zayna, lecz nie oszczędzał. Trenowali codziennie co kilka godzin. Nie spodziewali się, że Zayn zaśpiewa - występ miał się odbyć za 4 dni, nie było szans, by Zayn wszystko opanował. Zwłaszcza przy jego stanie.
  Westchnęłam ciężko i wstałam z łóżka. Mia nawet nie zareagowała. Wiedziałam, jak było jej ciężko i znowu nie wiedziałam jak ją pocieszyć. Potrzebowała teraz otuchy, a ja po prostu nie potrafiłam... Nie umiałam jej pocieszyć. W tym byłam słaba.
  Sięgnęłam po swoja torbę i przewiesiłam ją przez ramię.
  - Mia... - zaczęłam. Dziewczyna nie odwróciła się, wiedziałam jednak, że mnie słucha. - Mia, muszę iść... Chłopcy mają próbę i...
  Nie dokończyłam. Do pomieszczenia wpadł zdyszany Harry. Włosy miał w nieładzie, a broda cały czas mu się trzęsła. W jego oczach dostrzegłam łzy. Dopiero teraz Mia zareagowała i podniosła się z miejsca.
  - C-cassie... - powiedział łamliwym głosem Harry.
  Przełknęłam ślinę w strachu i podeszłam do niego, chwytając za dłoń.
  - Co jest? - spytałam. Loczek spojrzał na Mię, a potem na mnie dając mi znać, że chce to załatwić na osobności. Kiwnęłam głową, pożegnałam się z przyjaciółką krótkim "pa" i wyciągnęłam trzęsącego się Harry`ego na korytarz.
  - Mów - ponagliłam. Chłopak zamiast odpowiedzieć pociągnął mnie w stronę windy, gdzie nacisnął guzik na 3 piętro. Wsiadając do pustej  windy mówił zbolałym i zrozpaczonym głosem:
  - Widzisz jest coś, czego ci nie powiedziałem Cassie... Bo widzisz moja mama... Ona tu, znaczy nie tu, ale ona ma... miała dziecko...
  - Miała? - zapytałam ostro, zaraz jednak poprawiłam się na łagodniejszy ton: - Jak to: miała?
  Ale Harry już ciągnął mnie między oddziałami. Zatrzymał się dopiero po kilku minutach przy jakiś drzwiach. Tam rozpłakał się an dobre. Nie wiedząc co zrobić [ wspominałam, że w pocieszaniu jestem kiepska? ] przytuliłam go po prostu. Ten odwzajemnił uścisk dwa razy mocniej, po czym, patrząc mi w oczy, wyznał:
  - Poroniła...
  Otworzyłam usta zszokowana. Zaraz jednak zamknęłam i znów otworzyłam. Poczułam jak i mi broda się trzęsie, ale nie chcąc się rozpłakać...
... Pocałowałam go.
  Super. Bomba. Nasz pierwszy pocałunek w szpitalu. Pod sala w której poroniła jego matka. Oboje plączący. Prawdziwy, niezapomniany pocałunek. Jak i moment.
  Harry na początku zdziwiony nie odwzajemnił pocałunki, ale gdy zaczęłam się odsuwać, natychmiast oddał pocałunek, pogłębiając go trochę. Tę, jakże romantyczna chwilę przerwał lekarz, chrząkając tuż obok naszych uszu. Wystraszona odskoczyłam momentalnie, Harry jednak przysunął mnie od razu do siebie.
  - Z pańską matką... - Lekarz zamilkł, rozmyślając nad czymś. - Pańska matka jest w rozsypce.Prosiłaby w przyszedł pan do niej. Ale.. - Tu spojrzał na mnie niepewnie. - Nie wiem czy mogą przyjść do niej dwie osoby.
  Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i delikatnie rozplątałam uścisk Harry`ego. Chłopak od razu skierował się w stronę sali, gdzie przebywała jego matka.
  Podczas nieobecności Loczka, pod salą nagromadziło się trochę ludzi. Najpierw przybył Louis, następnie Niall [ o Boże, nic nie jadł! ] z Liamem, jeszcze potem Simon. Chwilę później pojawiła się Mia [ skąd wiedziała? ]. Dziewczyna była rozemocjonowana, widać, ze chciała mi o czymś powiedzieć, jednak się powstrzymywała. Pociągnęłam ją w stronę kąta, gdzie Mia zaczęła paplać jak najęta:
  - Zayn.. On... I widzisz... Bo ja... Go wtedy, ale nie chciałam... Myślałam, że umarł bo...
  - Chwila! - przerwałam jej ostro. - Zayn umarł?!
  Mia przypatrywała się mi chwilę w zdziwieniu, po czym zaśmiała się. Umilkła jednak przypominając sobie o Harrym.
  - Nie, oczywiście, że nie! Obudził się! - powiedziała.
 Otworzyłam usta w zdziwieniu, a następnie przytuliłam mocno przyjaciółkę. Może ten dzień nie zapamiętam wcale tak najgorzej? Uśmiechnęłam się radośnie do Mi.
  - Gratuluje! To świetnie! Przynajmniej tyle dobrego.. - Nagle drzwi się otworzyły i wyszedł Harry. Płakał jak dziecko, twarz miał cała czerwoną, a oczy spuchnięte. Nie patrząc na mię, podeszłam do niego i mocno przytuliłam. Był w całkowitej rozsypce.
  Harry odwzajemnił uścisk, niemal podnosząc mnie z ziemi [ dlaczego ja jestem taka mała?! ] i całując.
__________________________
Od Boddie: Rozdział... Nawet mi się podoba :). Najpierw myślałam by to matka Cass poroniła, ale potem zdałam sobie sprawę, że niby kiedy miała ona zajść w ciążę.. I z kim?  Więc dałam Harry`ego :D Jak się Wam podoba? :)


wtorek, 4 września 2012

[24]- Ja zawsze taki byłem! Kocham cię nie rozumiesz?! I ty też mnie kochasz, ale tego nie wiesz!

Mia...
                Zayn przegrywał... Nie musiałam tego widzieć by wiedzieć co się dzieje. Georg zamknął mnie w pustym pokoju na klucz. Nie mogłam tu wysiedzieć, a gdy usłyszałam krzyk Cass wiedziałam, że muszę działać. Rozpędziłam się i uderzyłam w drzwi. Nic. Nawet nie drgnęły. Po kilku próbach nareszcie je wyłamałam przygniatając tym samym Georga. Patrzałam w zielone tęczówki Harr'ego. Oczy miał pełne łez, a w rękach trzymał Cass. Z ulgą stwierdziłam, że oddycha.Odgarnęłam włosy. Nic jej nie było. Wydawała się całkiem zdrowa, jedynie rękę miała w bandażu, ale to akurat nie była sprawka Georga.
- Nic jej nie jest...-powiedział cicho Harry patrząc w stronę blondyna. Przeniosłam na niego wzrok i zobaczyłam jak się podnosi. Podeszłam do niego i uderzając go butem w twarz[ a miałam koturny] sprawiłam, że stracił przytomność i czułam, że już się nie obudzi. Był cały zakrwawiony. Gdy chciałam iść już do pomieszczenia z którego słychać było krzyki, ale Harry mnie zatrzymał.- Mia lepiej tam nie idź.-powiedział i złapał mnie za rękę.
- A chcesz zobaczyć jeszcze Zayna?!-spytałam i wyrywając się wbiegłam do pokoju. Na środku pomieszczenia stał Aron z nożem w dłoni, a na przeciwko niego wykrwawiający się Zayn. Nie wyglądał dobrze. Krew sączyła się z niego litrami, a rany były głębokie. Znałam się na tym, bo chciałam iść na studia medyczne. Gdy Aron unosił już nóż wbiegłam pomiędzy nich.- Nie!-wrzasnęłam i zobaczyłam jak w drzwiach wstaje Harry. Na rękach trzymał Cass, a za nim stał Niall i Liam.
-Odsuń się!-wysyczał przez zęby Aron. Zayn oddychał głęboko i wiedziałam, że musi natychmiast trafić do szpitala. To było jedyne rozwiązanie by przeżył. 
- Aron! Ja wiem, ze gdzieś tam jesteś! Ty nie zabił byś nikogo!-powiedziałam oddalając się od Zayna. Nie wiedziałam co mam zrobić.
- Ja zawsze taki byłem! Kocham cię nie rozumiesz?! I ty też mnie kochasz, ale tego nie wiesz!-wrzeszczał mi prosto w twarz. Złapałam Arona za dłoń i przejechałam po ostrzu noża tak, że moja dłoń zaczęła krwawić. Był na prawdę ostry. Wiedziałam, że tylko jedna rzecz na niego podziała. Tylko to...
- Też cię kocham...-powiedziałam płacząc i zabierając mu nóż.Odsunęłam się o krok, ale on do mnie podbiegł. Namiętnie pocałował, a zaraz po chwili leżał na ziemi martwy. Czułam na sobie smutny wzrok Zayna. Wiedziałam jak się czuję oglądając tę scenę. Aron nadział się na swój własny nóż. Upadłam na kolana i ukryłam twarz w dłoniach. Nie miałam jednak zbyt wiele czasu na to by płakać. Musiałam działać. Szybko podbiegłam do leżącego na ziemi Zayna i pogładziłam go po policzku. Nim dojedziemy do szpitala minie wiele czasu. Nie mieliśmy go w ogóle.
-Lou jest nieprzytomny...-powiedziała cicho Cassie. Spojrzałam na nią i zobaczyłam jasne oczy, które patrzały na mnie z wyrzutem. Obudziła się i patrzyła na całą scenę.  Nie wiedziałam jak mam im to wytłumaczyć.
-Niall weź wodę i wylej na Louisa. To mu pomoże. Liam przynieś mi apteczkę z kuchni. Jest w górnej szafce!-chłopak stał jednak w miejscu przyglądając się mi smutnym wzrokiem.-Szybko!-ponagliłam go i znów spojrzałam na Zayna.
- Byłaś wspaniała...-powiedział cicho łapiąc mnie za rękę.-Przepraszam.- rozdarłam jednym ruchem jego koszulkę i ujrzałam głęboką ranę. Zszokowana zakryłam usta ręką, ale szybko odwróciłam od niej wzrok spoglądając w brązowe oczy Zayna.
- Za co?-powiedziałam łapiąc za apteczkę którą przyniósł mi Liam dosłownie przed sekundą. Gestem przywołałam do siebie Cass która stała już na własnych nogach.- Musisz mi pomóc. Dasz radę?-spytałam patrząc na bladą dziewczynę. Zayn utkwił wzrok w moim nadgarstku. Całym poharatanym od żyletki i owiniętym kawałkiem prześcieradła.  Cass kiwnęła głową i wyjęła z apteczki igłę.
-Mia... Co ci...-zakryłam chłopakowi usta dłonią, ale on szybko ją odsunął.- Czemu chciałaś się zabić?-spytał cicho. Byłam zaskoczona, ze jeszcze nie stracił przytomności, ale to mogło nastąpić w każdej chwili. Wzięłam od Cass igłę i skupiłam się na ranie. Musiałam ją szybko zaszyć. Wcześniej oczywiście ją oczyściłam.
-Cassie zadzwoń po pogotowie.-powiedziała, a dziewczyna szybko wyjęła telefon drżącymi dłońmi.- Porozmawiamy innym razem. Oszczędzaj siły.-powiedziałam tylko i zaczęłam szyć. Miałam w tym dużą wprawę, ale blizny i tak miały zostać na wieki. Chłopcy chyba nie mieli co robić bo krążyli w koło przyglądając się mi. Jedynie Liam na coś się przydał i powstrzymywał Zayna by nie zasypiał. Po półgodzinie miałam jedną ranę z głowy, ale zostały pozostałe trzy. Gdy tylko usłyszałam sygnał karetki na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Trzymaj się Zayn.-powiedzieli chórem chłopcy, a ja wsiadłam razem z chłopakiem do karetki. O dziwo ratownicy zgodzili się bym z nim pojechała do szpitala, ale to chyba ze względu na mój stan. Ręce miałam pocięte i krwawiły niemiłosiernie, a na twarzy i ciele siniaki.
***
                          Siedziałam przy łóżku Zayna nie spuszczając z niego wzroku. Co jakiś czas przychodzili chłopcy by mnie zmienić, ale dzielnie się trzymałam. Nie dałabym rady zasnąć nie teraz. Cieszyłam się, że nikt prócz mojego ukochanego nie był w złym stanie. Stan szatyna też był stabilny, ale jednak nie wyglądał za dobrze. Miałam nadzieję, jak i chyba cała telewizja która zainteresowała się tą sprawą, że do kolejnej soboty wyzdrowieje i wystąpi w X Factor. Powieki powoli mi opadały, ale nie mogłam się poddać. Ścisnęłam mocniej dłoń chłopaka, który uśmiechnął się na ten gest. Może czuł coś? Może mnie słyszał? Wstałam i pogłaskałam go po ciemnym policzku. Czułam się jak w jakiejś telenoweli czy czymś podobnym. Nagle do pokoju ktoś wszedł, ale ja ani drgnęłam. Przysiadłam na krańcu łóżka Zayna i przejechałam palcem po jego ranach. Miałam racje... Blizny zostaną mu na całe życie i to też za moją sprawką. Lekarze powiedzieli, że szwy są założone nie najlepiej, ale gdyby nie one zginął by. Ktoś mnie przytulił od tyłu i od razu wiedziałam, że to Cassie. Dziewczyna była trochę osłabiona, ale Harry mówił, że spała całą drogę tutaj. Jednak nie chciała wracać do domu. Uśmiechnęłam się do dziewczyny i spojrzałam jej w oczy. Były trochę smutne, ale nie widziałam w nich już tego zszokowania czy złości co w domu gdzie zginął Aron.
- Ja go nie kochałam Cassie... Naprawdę. Gdybym tego nie powiedziała zabił by mnie i Zayna.-powiedziałam znowu płacząc. Czekałam na reakcje dziewczyny ona jednak nadal siedziała w ciszy przyglądając się śpiącemu Zaynowi.
____________________________
Od Chocolate997:Hm... No nie wiem jak wam, ale mi nawet się podoba.  Jest dużo akcji i uczuć. Oczywiście Mia będzie musiała się tłumaczyć Zaynowi...

sobota, 1 września 2012

[23] - Nawet nie wiesz jak żal będzie mi ciebie zabić.

Cassie...
  Kilka minut później siedziałam w aucie, na kolanach Harry`ego [ nie było miejsca, pozostawało mi to, albo bagażnik ] gryząc wargę, by powstrzymać się od łez. Liam, jako, ze był z nas wszystkich najbardziej spokojny prowadził. Zayn siedział obok niego na miejscu pasażera. Nam - mi, Harry`emu, Lou i Niallowi - zostały tylne siedzenia. 
  W jednej ręce ściskałam komórkę ojca Mi, a w drugiej mapę. To właśnie dzięki temu telefonowi pojechałam razem z nimi - gdyby nie on nie wzięliby mnie. Ale, że tylko ja wiedziałam gdzie przebywa dziewczyna, musieli. Zayn niemal wyrwał mi ją siłą, przy okazji niszcząc bandaż, ale ostatecznie Lou i Liam go przytrzymali, a Harry ponownie opatrzył ranę. Od tego czasu chłopak nie odzywa się do mnie, a jeśli już to... niezbyt miło.
  Harry zdawał się nie pamiętać naszej rozmowy sprzed dwóch dni. Cały czas mnie do siebie ściskał, a mi to ani trochę nie przeszkadzało. Brakowało mi tego. Sama wręcz do niego lgnęłam. Może wreszcie zrozumiał, ze to George mnie pocałował, a nie na odwrót. 
  - Skręć w prawo - poleciłam Liamowi, drżącym z emocji głosem. - Dojeżdżamy. 
  Według mapy, trzeba było skręcić w prawo, gdzie następnie wyjeżdżało się na jakaś wiejską drogę, która ostatecznie prowadziła do opuszczonej posiadłości - z dala od jakiejkolwiek cywilizacji. 
  - Jak już ich znajdziemy... - zaczął Zayn. - Mi zostawcie Arona. 
  - Ja biorę Georga - powiedział Harry, przytulając mnie do siebie jeszcze silniej. Wręcz pozbawiał mnie tchu. - Liam i Lou jakby co mogą wynieść Mię...
  - Sugerujesz, ze ona nie będzie już mogła chodzić?! - warknął Zayn.
  - Nie pewnie, że nie! Może być po prostu... zmęczona - wyjaśnił Harry. - Niall będziesz ubezpieczał tyły, razem z Lou w takim razie. A ty Cassie, zostajesz w samochodzie. 
  Moim ciałem wstrząsnął dreszcz wściekłości i wrzasnęłam: 
  - Mowy nie ma! 
  Harry westchnął. 
  - To może być niebezpieczne. 
  - To zostań tu. Ja idę! - broniłam się.
  - Ostatnio o ile pamiętam wykręcił ci rękę - zauważył Zayn. Zmrużyłam oczy, czując, ze zaraz wybuchnę.
  - Ty się martw o swoje przeżycie. Jeśli ci się uda, nie będzie miał mnie kiedy załatwić - odgryzłam się. Zayn natychmiast odwrócił się do mnie przodem i warknął wściekły. Pewnie gdyby nie to, że jesteśmy w samochodzie znów rzucił by się na mnie. Lou na wszelki wypadek położył mu rękę na ramieniu, lecz Zayn strzepnął ja od razu. 
  - Słuchaj no ty... - Wypowiedź przerwał mu dźwięk nadchodzącego smsu. Zacisnął zęby i sięgnął po telefon w kieszeni, nie odwracając ode mnie wzroku. Był cały czerwony z wściekłości. W miare jednak jak czytał sms, zbladł, a po chwili wyszeptał: 
  - Od Mi...
  - Co ona pisze?!- wykrzyknęłam i sięgnęłam po telefon, niestety Harry mnie powstrzymał. Pewnie bał się, ze gdy wyrwę Zayn telefon, ten mnie pobije.
  - Żebyś my przejeżdżali, jest na obrzeżach miasta...
  W tym samym momencie, samochód zatrzymał się, a chłopcy wysiedli. Harry natychmiast ściągnął mnie ze swoich kolan, a przynajmniej próbował, bo uczepiłam się go jaki miś koala. 
  - Ze mną lub beze mnie! Wybieraj! - warknęłam. 
  Chłopak westchnął i wymienił z chłopakami spojrzenia. 
  - Zostajemy. - powiedział wreszcie, a ja wytrzeszczyłam oczy. 
  - Kpisz sobie?! - wykrzyknęłam, lecz Harry zaraz zakrył mi dłonią usta, a w mroku rozległ się zdenerwowany szept Zayna:
  - Chcesz, by nas nakryli?! 
  Westchnęłam, puściłam Harry`ego, lecz za nim ten zdążył mnie złapać, uczepiłam się Liama. 
  - Mowy nie ma bym siedziała w samochodzie!
  Chłopak chyba się poddał, bo nie otrzymałam odpowiedzi. Puściłam więc bruneta, trzymając się jednak blisko na wypadek, gdyby Harry`emu przyszedł pomysł wepchnięcia mnie do auta.
  Przez chwilę wszyscy stali cicho, Zayn i chyba Lou podeszli pod drzwiami. Wstrzymałam oddech, gdy Lou zaczął odliczać w ciemności " Raz, dwa. trzy!" Gdy nastąpiło "trzy" któryś kopniakiem otworzył drzwi i wszyscy znaleźli się błyskawicznie w środku. Kiedy przekroczyłam próg, Harry od razu złapał mnie za zdrowe ramię i przysunął do siebie, a raczej za siebie. Gdzieś ze środka wydobył się pomruk, a Zayn, który miał najlepszy widok na mieszkanie, zacisnął pięści i gestem pokazał, że wchodzi dalej. Za nim polazł Lou, a do drugiego pokoju wsunął się Liam i Niall. Harry przygniótł mnie do kąta, nie dając mi możliwości ruchu.  
  - Och, Harry, błagam cię! - jęknęłam.
  - Nie zamierzam ryzykować! - odpowiedział szeptem chłopak a w tej samej chwili z wnętrza domu wydobył się krzyk Mi i pomruk Arona. Następnie coś ciężkiego uderzyło o ziemię, a Mia znów pisnęła. Korzystając z nieuwagi Harry`ego popchnęłam go na drugą ścianę, a sama wpełzłam do pokoju w którym znikł Zayn i Louis. Oni zajmą się Aronem, a ja zabiorę Mię. Nie trzyma jej przecież po pachą! - pomyślałam, chowając się za szafą. Gdzieś mignęła mi sylwetka Arona. Wydawało mi się, że trzymał w niej nóż, ale równie dobrze mogła to być łyżka. Po chwili podszedł do mnie Harry, ciężko wzdychając. 
  - Cassie, nie mieszaj się! 
  - Tam gdzieś jest Mia i zamierzam ja stamtąd zabrać! - odparłam, po czym przeczołgałam się za biurko. Miałam idealny wgląd na bójkę Zayna i Arona. Rzeczywiście Aron trzymał w ręku nóż, a z ramienia Zayna płynęła krew. On się bronił pięściami. Sapał ciężko i chyba przegrywał. Skupiłam się jednak na poszukiwaniu Mi, a widząc jak Harry doczołguje się do mnie, wsunęłam się niepostrzeżenie w stronę innego pomieszczenia. 
  Pisnęłam wystraszona, gdy tuż obok mnie, w ścianę uderzył Lou. Zaraz usłyszałam głos Georga:
  - No popatrz, popatrz, kto do nas zawitał... 
  Podniosłam głowę i natrafiłam na wzrok George. Uśmiechnęłam się lekko i pomachałam mu. 
  - Siemka - odparłam cichutko, podnosząc się z klęczek. 
  - Tęskniłaś - powiedział chłopka, cmokając cichutko.  Przełknęłam ślinę, lecz dumnie podniosłam głowę i ostro odpowiedziałam: 
  - Gadaj, gdzie Mia!
  George przez chwilę przypatrywał się mi przez zmrużone powieki.
  - Myślę, ze by się do niej dostać, musisz najpierw przejść przeze mnie - rzekł w końcu. 
  Nie odpowiedziałam. Gdzieś w sąsiednim pokoju rozległ się krzyk Zayna i jeszcze głośniejszy wrzask Mi. Po chwili coś ciężkiego, bardzo ciężkiego uderzyło w ścianę.
  Lou leżał nieprzytomny na ziemi, a z jego głowy sączyła się krew. Nie wiedziałam gdzie przepadł Niall i Liam, ale nie zastanawiałam się nad tym. Stałam, mierząc się spojrzeniem z George. Nie zareagowałam na jęki Zayna czy wrzask Mi. Drgnęłam lekko słysząc pomruk Harry`ego. Nie odwróciłam się jednak w stronę skąd on dobiegł. To mógłby być wtedy mój koniec. 
  Przez chwilę panowała grobowa cisza, rozrywana tylko odgłosami walki w sąsiednim pokoju. Wreszcie George się odezwał: 
  - Zawsze byłaś Cass, strasznie porywcza. Sądziłaś, że dasz radę wszystkiemu. I nawet podziwiałem to w tobie - te niezłomną chęć walki. Byłaś odważna, może nawet za bardzo. Bardzo pewna siebie. Zadziwiałaś mnie tą swoją pewnością. Czasem jednak pakowałaś się przez nią w niepotrzebnie nikomu kłopoty. Zawsze wychodziłaś zwycięsko. Ale jednak zawsze jest ten pierwszy raz, prawda? - George przechylił głowę, lustrując mnie wzrokiem. - Nawet nie wiesz jak żal będzie mi ciebie zabić. 
  Nie zareagowałam. Pozwoliłam Georgowi do siebie podejść - zresztą zrobiłby to czy bym chciała czy nie - i pogładzić po policzku. Niepostrzeżenie w tym czasie sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam z niego jakąś tubkę.
  - Naprawdę szkoda - szepnął mi do ucha chłopak. - Bo chyba rzeczywiście cię kocham... A może kochałam? Jakiż żal, ze wybrałaś tego Loczka... Gdzież on jesteś teraz, gdy jesteś w niebezpieczeństwie? 
  - Tutaj - usłyszałam głos. George podniósł głowę, a ja wtedy psiknęłam mu czymś w oczy. Mężczyzna wrzasnął zakrywając twarz rękoma. Nie patrząc na tubkę rzuciłam ją za siebie, Georga kopiąc w krocze. Chłopak cofnął się i natrafił na ciało Lou - przewrócił się o nie, prosto na doniczkę. Nie uderzył niestety o nią głową, lecz plecami, co nie sprawiło mu większej krzywdy. 
  Zdenerwowany zabrał ręce od twarzy i sapnął. Oczy spuchły mu i poczerwieniały, a ja sobie pogratulował. Miał utrudnione widzenie.... Chyba. 
  George wstał chwiejąc się na wszytskie strony,a  wtedy Harry mu przywalił. George cofnął się do tyłu, i zacisnął dłonie w pięść, uderzając Loczka w żołądek. Ten zgiął się wpół, co blondyn wykorzystał i jeszcze raz przywalił mu w żołądek. Krzyknęłam w zdenerwowaniu i złapałam pierwszą lepszą rzecz ciskając ją w stronę Georga. Książka. Może być. Trafiło go w głowę, co nie zadało mu większego bólu, lecz odwróciło uwagę. Harry wyrwał się mu, dając jeszcze raz z liścia. Następnie ściął Georga, który spadł... prosto na mnie. Jęknęłam pod wpływem ciężaru i spróbowałam zwalić go z siebie. Ważył chyba z tonę, co bardzo utrudniało mi zadanie. Gregor, korzystając, że mnie "ma", złapał szybko za chore ramię,  co wywołało u mnie krzyk bólu. Mężczyzna podniósł mnie z ziemi, zasłaniając się mną. Dopiero teraz zauważyłam, ze Harry zdobył skądś pistolet.
  - No, strzelaj - zachęcił Grogor. Zaciskałam zęby by nie krzyknąć z bólu, gdy ściskał moją ranę. Widziałam wahanie Harry`ego. Nie miał jak strzelić. Trafiłoby wtedy we mnie. 
  A jednak nacisnął spust. Rozległ się okropny huk, a ja straciłam przytomność. 
__________________________
Od Boddie:  Wybaczcie, że taki długi :D O ile przedtem nie miałam weny, teraz przyszła ze zdwojoną siłą :D A pisałam oba rozdziały tego samego dnia :P Mam nadzieje, że się wam podoba :)