Cassie...
Chodziłam w kółko po salonie, nie wiedząc co zrobić. Chłopcy byli już po występie, po programie, bawili się na After Party, jednak Liam odebrał telefon i obiecał przyjeżdżać jak najszybciej. Co i tak miało zabrać przynajmniej godzinę, gdyż mimo wszystko jest to dość pokaźny kawał drogi. Liam kazał mi się uspokoić i spokojnie na nich czekać. Tyle, że jak ja do cholery miałam być spokojna?! Te debile porwały moją przyjaciółkę, porwali Mię! Nie mogłam tak bezczynnie siedzieć, musiałam coś zrobić. Tylko co? Wyśledzić ich? Niby jak? Węchem?
Zatrzymałam się i zamknęłam oczy, myśląc. Musi być jakiś sposób, musi!
Chłopców z tego sposobu wykluczam - nie mam po co do nich wydzwaniać, a i tak przyjadą za jakąś godzinę. O ile nie będzie korków, ale nie sądzę by o wpół do 11 były.
Moja mama? A cóż ona może? Nawet nie wie kto to Mia. Zresztą nie zamierzam jej martwić.
Myśl Cassie, myśl!
Valerie, Sami? One najprawdopodobniej odstawiły by taniec radości, nim w ogóle się zmartwiły
A może..
Nie, to głupie. Mia sama mi opowiadała, że dla ojca jest praktycznie nikim. Ale i tak powinien się dowiedzieć. Mimo wszystko to jej ojciec. Zresztą to on ją wkopał w to wszystko. On wyraził zgodę na to by ją zabrali. Ciekawe tylko czy wiedział, że siłą.
Około pół godziny później...
Kopniakiem otworzyłam drzwi, chowając kluczyki od auta do kieszenie. Pożyczyłam się od chłopaków, mam nadzieję, ze się nie zdenerwują. Zostawiłam im kartkę, by gdy dotarli do domu, wiedzieli, gdzie mnie szukać. Nie zamykając drzwi weszłam do mieszkania i krzyknęłam na cały głos:
- Panie Colton!! - Usłyszałam na górze jakiś hałas, lecz nikt się nie pojawił. Wrzasnęłam głośniej: - PANIE COLTON!
Tym razem na piętrze dosłyszałam czyjeś kroki, a po chwili na schodach pojawił się cień. Szczęśliwa - myślałam, że nikogo nie zastałam - pobiegłam w tamtym kierunku. Zobaczyłam ojca Mi i uśmiechnęłam się lekko. Zaraz jednak odskoczyłam w tył, widząc wymierzony we mnie pistolet. Po chwili rozległ się strzał, a ja upadłam na ziemię, trzymając się na ramię. Nie mogłam nabrać powietrza, już nie tyle z bólu, ile z zszokowania.
- Pan we mnie strzelił! - wykrzyknęłam, gdy udało mi się opanować oddech. - Dlaczego pan to zrobił?!
Facet stał przez chwilę z wytrzeszczonymi oczami. Poruszał ustami, lecz nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Przez jego ramię wyglądała Palma, blada jak papier i płytko oddychająca.Z rany krew ciekła mi strumieniem, a mi głowa zaczęła się już kiwać na boki.
- Ja... O Boże, ja cię przepraszam... Ja... ja się wystraszyłem, ze to złodziej, albo... - Pan Colton klęknął przy mnie, trzymając mnie za głowę. Wzdrygnął się powiedziawszy ostatnie zdanie.
Ostatnie co zapamiętałam to słowa wydobywające się z moich ust i reakcje mężczyzny. Zdziwienie i zszokowanie, zmieszane z ciągłym strachem.
- Mia została porwana, proszę pana... Przez Arona.. - wydukałam i odleciałam w niebyt.
Kilka godzin później...
Odchyliłam delikatnie powieki i zaatakowana jasnym światłem natychmiast je zamknęłam. Ramię okropnie mnie piekło, tak jakby ręka mi się paliła, a ten ogień przechodził na całe ciało. Zwłaszcza głowę. Ciężko mi się oddychało, lecz poruszanie się nie sprawiało mi problemu. Otworzyłam powieki, czując na na czole czyjeś usta, a po chwili przy uchu szept:
- Spokojnie, Cassie... Jestem tutaj...
Zamrugałam powiekami, by przyzwyczaić się do światła. Przez chwilę wpatrywałam się z otwartymi oczyma w najpiękniejszą twarz, jaką widziałam. W twarz anioła.
A konkretnie Harry`ego.
Zielone oczy spoglądały na mnie z czułością i miłością, a usta uśmiechały szeroko. Był blady, bardzo blady. Brązowe loki miał w nieładzie, każdy lok stał w inną stronę.Pod oczami widniały fioletowe kręgi, spowodowane zmęczeniem.
Odwzajemniłam uśmiech, chcąc coś powiedzieć. Za nim jednak z moich ust wydobył się dźwięk, wszystkie wspomnienia wróciły. Wizyta Georga, jego pocałunek, kłótnia z Harrym, wyznanie Hazzy... Moja depresja, postanowienie naprawy i...
Wyprostowałam się jak struna, w oczach zebrały mi się łzy.
...Porwanie Mi.
Poczułam jak drży mi broda, a po policzkach płynie słony płyn. Harry przytulił mnie mocno i pocałował w głowę. Odsunęłam go od siebie i wstałam. Dopiero teraz zauważyłam, że w pokoju jest także Liam i Niall - blondyn nie mając pod ręką jedzenia, gryzł paznokcie. Liam schował twarz w dłoniach, coś tam szemrając do siebie.
- Cassie, proszę usiądź... - usłyszałam Harry`ego, lecz nie zareagowałam.
- Gdzie ona jest?! - szepnęłam na tyle głośno, by każdy usłyszał.
Liam spojrzał mi w oczy. Była w nich rozpacz i ból, tak wielki, że zachciało mi się jeszcze bardziej płakać.
Nie wiedzieli. Nawet się nie domyślali. Dotknęłam dłonią miejsca z którego wydobywał się ból. Zabandażowane. Gdy "spałam' musieli mnie opatrzyć. Ciekawe, kto to zrobił: pan Colton, czy chłopcy?
Chwila.. Pan Colton?
Wróciło do mnie jeszcze jedno wspomnienie. Nie należało ono do dzisiejszego dnia, ani nawet do okresu mojej depresji.
. Kiedyś, kiedy byliśmy w Wesołym Miasteczku, Niall zaplątał się gdzieś przy fast-foodach. Szukaliśmy go godzinami i dopiero Mia przyprowadziła chłopaka całego i zdrowego. Pamiętam ten strach i zdenerwowanie, kiedy mijały minuty, a my nadal nie wiedzieliśmy gdzie jest. Jeszcze większe, kiedy okazało się, że i Mia się zgubiła. Rozdzieliliśmy się na grupki: ja i Harry, Zayn i Liam.
Po piętnastu minutach Mia i Niall odnaleźli się - blondyn zajadał hamburgera i nawet nie wiedział, że był przez tę godzinę czy półtorej "zaginionym". Wyjaśnił nam, że po prostu czekał w kolejce do każdego możliwego fast fooda, tak, że po kilku zaczęło go czyścić. Mia odnalazła go przy stoisku z watą cukrową. Potem dziewczyna wyjaśniła mi, że istnieje coś takiego jak nadajnik w telefonie. Powiedziała, że ma to od ojca, który zaś posiada go odkąd Mia była malutka i często znikała.
Zmrużyłam oczy w geście triumfu i pobiegłam pędem do kuchni. Tak jak się spodziewałam siedział tam ojciec, a przy nim łaził zdenerwowany Zayn. Ręce mu się trzęsły i miał jeszcze większe wory pod oczami niż Harry. Podbiegłam do mężczyzna i wychrypiałam:
- Proszę natychmiast oddać mi swoją komórkę. - Napotkawszy jego wzrok dodałam: - Chyba wiem gdzie jest Mia.
________________________
Od Boddie: Rozdział mi się nie podoba. To chyba najgorszy jaki do tej pory napisałam, ale nie mam też na niego zbyt szczególnej weny. Mam nadzieję, że przynajmniej Wam się spodoba ;)
Odwzajemniłam uśmiech, chcąc coś powiedzieć. Za nim jednak z moich ust wydobył się dźwięk, wszystkie wspomnienia wróciły. Wizyta Georga, jego pocałunek, kłótnia z Harrym, wyznanie Hazzy... Moja depresja, postanowienie naprawy i...
Wyprostowałam się jak struna, w oczach zebrały mi się łzy.
...Porwanie Mi.
Poczułam jak drży mi broda, a po policzkach płynie słony płyn. Harry przytulił mnie mocno i pocałował w głowę. Odsunęłam go od siebie i wstałam. Dopiero teraz zauważyłam, że w pokoju jest także Liam i Niall - blondyn nie mając pod ręką jedzenia, gryzł paznokcie. Liam schował twarz w dłoniach, coś tam szemrając do siebie.
- Cassie, proszę usiądź... - usłyszałam Harry`ego, lecz nie zareagowałam.
- Gdzie ona jest?! - szepnęłam na tyle głośno, by każdy usłyszał.
Liam spojrzał mi w oczy. Była w nich rozpacz i ból, tak wielki, że zachciało mi się jeszcze bardziej płakać.
Nie wiedzieli. Nawet się nie domyślali. Dotknęłam dłonią miejsca z którego wydobywał się ból. Zabandażowane. Gdy "spałam' musieli mnie opatrzyć. Ciekawe, kto to zrobił: pan Colton, czy chłopcy?
Chwila.. Pan Colton?
Wróciło do mnie jeszcze jedno wspomnienie. Nie należało ono do dzisiejszego dnia, ani nawet do okresu mojej depresji.
. Kiedyś, kiedy byliśmy w Wesołym Miasteczku, Niall zaplątał się gdzieś przy fast-foodach. Szukaliśmy go godzinami i dopiero Mia przyprowadziła chłopaka całego i zdrowego. Pamiętam ten strach i zdenerwowanie, kiedy mijały minuty, a my nadal nie wiedzieliśmy gdzie jest. Jeszcze większe, kiedy okazało się, że i Mia się zgubiła. Rozdzieliliśmy się na grupki: ja i Harry, Zayn i Liam.
Po piętnastu minutach Mia i Niall odnaleźli się - blondyn zajadał hamburgera i nawet nie wiedział, że był przez tę godzinę czy półtorej "zaginionym". Wyjaśnił nam, że po prostu czekał w kolejce do każdego możliwego fast fooda, tak, że po kilku zaczęło go czyścić. Mia odnalazła go przy stoisku z watą cukrową. Potem dziewczyna wyjaśniła mi, że istnieje coś takiego jak nadajnik w telefonie. Powiedziała, że ma to od ojca, który zaś posiada go odkąd Mia była malutka i często znikała.
Zmrużyłam oczy w geście triumfu i pobiegłam pędem do kuchni. Tak jak się spodziewałam siedział tam ojciec, a przy nim łaził zdenerwowany Zayn. Ręce mu się trzęsły i miał jeszcze większe wory pod oczami niż Harry. Podbiegłam do mężczyzna i wychrypiałam:
- Proszę natychmiast oddać mi swoją komórkę. - Napotkawszy jego wzrok dodałam: - Chyba wiem gdzie jest Mia.
________________________
Od Boddie: Rozdział mi się nie podoba. To chyba najgorszy jaki do tej pory napisałam, ale nie mam też na niego zbyt szczególnej weny. Mam nadzieję, że przynajmniej Wam się spodoba ;)
Co ty gadasz ? Rozdział jest świetny :) To jak ojciec Mii strzelił w Cassie było genialne :) Starszne ale genialne.
OdpowiedzUsuńHahah 'Sorry myślałem że to złodziej" xD
Czekam na nn ;)
Rozdział jest dobry :)
OdpowiedzUsuńPowiem ci ,że bardzo przyjemnie się go czyta :)
Jest lekki jeżeli chodzi o styl pisania :) I dobrze :)
Czekam na rozdział Akwamaryn ;)