Cassie...
Włóczyłam się bez konkretnego celu po alejkach Londynu, nie wiedząc gdzie pójść. Miałam spać na ulicy? Pieniędzy nie posiadałam, więc mowy nawet nie było bym zatrzymała się w jakimś motelu. Do chłopaków nie wrócę na pewno. Musiałabym spotkać się ponownie z Harrym. A wtedy znów dałabym mu w twarz. Już nawet ze szczęścia.
W ogóle nie chciałam go więcej spotkać. Nie po tym co zrobił. Nie po tym jak zdradził. Zayn wybrał Sami, Harry Valerie. Wszystko się sypało. A było tak pięknie! Wydawało i się już, że jest jak z bajki. Ale bajka była tylko iluzją, bo tak naprawdę nigdy nie wyszłam z koszmaru. Mój los pisze chyba jakiś sadysta... Straciłam wszystko, zupełnie wszystko... Zyskałam niewiele, straciłam co tylko miałam... Ba, dla chwili kłamstwa, dla momentu życia wspaniałego, zraniłam siebie okropnie głęboko. Przed 4 dniami posiadałam przynajmniej godność... Samopoczucie! Teraz...
Teraz czuje się jakbym umierała. Tylko zamiast ran fizycznych mam psychiczne. Boleśniejsze, głębsze, trudniejsze do uleczenia...
Nieuleczalne.
Spostrzegłam, że płacze, gdy uderzyłam w słup. Łzy zamazywały mi widok, ledwo co widziałam. Nie, poprawka. Nic nie widziałam. Równie dobrze, mogłam iść z zamkniętymi oczami.
Oparłam się plecami o słup i zjechałam na ziemię. Nogi podkuliłam do siebie, i zaczęłam pocierać dłońmi o łydki, by zrobiło się mi nieco cieplej. Zapadał zmierzch. Zwiewna kurteczka nie ocieplała mnie zbytnio i po chwili drżałam z zimna. Z moich ust, przy każdym wydechu wydobywała się para.
I naprawdę starałam się nie zasnąć.
Samo tak wyszło.
Kilka godzin później...
Ziewnęłam przeciągle i poprawiłam się na...
No właśnie: na czym?
Otworzyłam gwałtownie powieki i zamrugałam zdezorientowana. Po chwili odskoczyłam jednak gwałtownie do tyłu, lecz Harry mimo to zdążył mnie złapać. Zacisnęłam zęby z wściekłości i zamachnęłam się - Loczek okazał się, niestety, szybszy i złapał mnie za dłoń, posyłając karcące spojrzenie.
- Spokojnie! - wykrzyknął zły.
- Puszczaj mnie! Natychmiast! - wydarłam się i już brałam oddech by wykrzyczeć mu co o nim myślę, gdy zasłonił mi ręką usta. Na marne szamotałam się i wyrywałam. Nawet go gryzłam i kopałam. Harry jednak był za silny, ba, wydawałoby się, iż zupełnie nie odczuwa zadawanych przeze mnie ciosów. Po kilku minutach walki poddałam się, mrużąc oczy z wściekłości.
- Minął ci już napad? - zapytał sucho Harry. Spojrzałam na niego ze wściekłością, on jednak pozostał niewzruszony i tylko ponowił pytanie. Kiwnęłam głową, a ten wtedy zabrał dłoń z mojej twarzy.
- Puszczaj mnie natychmiast! - warknęłam.
- Cassie... - westchnął ciężko chłopak. Zagryzł wargę, po czym przysunął mnie tylko bliżej siebie.
- Głuchy jesteś czy nierozumny?! Powiedziałam byś mnie zo...
Znieruchomiałam. Harry wypowiedział słowa, które jak sztylet przebiły mi serce.
Nie... Wszystko, ale nie to, pomyślałam z rozpaczą. Błagam, nie!
Poczułam jak trzęsie mi się broda, a zaraz jak skapuje pierwsza łza. A za nią potok następnych. Nieświadomie wtuliłam się w Harry`ego, a ten całował mnie raz po policzku raz na czubku głowy, cały czas pocieszając.
Mia... Została...Ona...Jest... Potrącona... Auto...Miała wypadek!
Rozkleiłam się jeszcze bardziej. Nie potrafiłam normalnie złożyć myśli, co tu mówić o zdaniu. Wiedziałam tylko jedno: znaleźć sprawcę i się z nim rozprawić.
W pewnym sensie obwiniałam się o to co się stało, choć nie miałam tak naprawdę podstaw do tego. Nie mogłam jej uratować, zatrzymać...
A może mogłam?
Może gdybym wtedy z nią była, nie doszłoby do tego... Ale nie, ja wlałam się użalać nad sobą, podczas gdy Mia przeżywała prawdziwe męczarnie. Och, wszystko, dosłownie wszystko się waliło! Boże, niech ja tylko znajdę tego sprawcę to..
Sprawcę? Sprawców!
- Gdzie jest Zayn? - wychrypiałam w tors Harry`ego.
- Zayn? - powtórzył w roztargnieniu Hazza, zaraz jednak docisnął mnie do siebie mocniej, domyślając się co zamierzam zrobić. - Cassie, to nie jest najlepszy pomysł...
- Gówno mnie to obchodzi! Gdzie Zayn?! - wrzasnęłam, odpychając go od siebie jak najmocniej mogłam. Zaraz jednak dostrzegłam coś na końcu korytarza i wyrwałam się Harry`emu. Tym razem udało mi się. Niewiarygodne ile jedno uczucie może dać siły i przyćmić zdrowy rozsądek. Wściekłość, wręcz furia. Jedno uczucie, a daje tyle siły. Tak samo jak miłość może zniszczyć człowieka, niesamowicie wpłynąć na jego życie. Zmieniając je. Na lepsze, gorsze najczęściej. Tak jak w moim przypadku.
Podeszłam do Zayna i wymierzyłam mu policzek, nim Harry zdążył mnie złapać. Szatyn powoli odwrócił sie w moją stronę, trzymając się za policzek.
- Cassie! - wychrypiał. Miał wory pod oczami i szkliły mu się oczy. Wyglądał jakby nie spał od kilku dni.
- Ty sk... - Tu Harry zasłonił mi dłonią usta, odwracając w swoją stronę.
- Cassie, uspokój się do cholery! Uspokój się! Nie możesz sobie tak bić ludzi na przywitanie! Cass! - wrzasnął.
Zabrałam głęboki wdech i spojrzałam mu w oczy.
- Zaprowadź mnie do niej. Natychmiast.
- Jestem Araon. A ty? - zapytał chłopak.
- Po gówno ci ta informacja - odparłam obojętnie.
- Grzeczniej - usłyszałam za sobą.
Pokazałam mu tylko środkowy palec, nie odwracając wzrok od twarzy przyjaciółki.
- Jeszcze raz coś takiego zrobisz i za niedługo nie będziesz miała czym pokazać tego gestu - powiedział wściekły mężczyzna.
- A ty za chwilę stracisz swą męskość.. - uśmiechnęłam się do niego przekornie. - O ile w ogóle ją masz.
Araon już otwierał usta by mi odpowiedzieć, gdy Mia wydała jakiś jęk i zamrugała powiekami. Mężczyzna natychmiast podbiegł do niej i złapał za drugą rękę.
Mia wydała z siebie niemal krzyk widząc twarz blondyna.
Blondyn nachylił się nad nią, najprawdopodobniej chcąc ją pocałować.
A ja po prostu kopnęłam go w kroczę.
___________________________
Od Boddie: Średnio mi się podoba. Pisałam pod presją xD :P. A Wy co o tym sądzicie?
Teraz czuje się jakbym umierała. Tylko zamiast ran fizycznych mam psychiczne. Boleśniejsze, głębsze, trudniejsze do uleczenia...
Nieuleczalne.
Spostrzegłam, że płacze, gdy uderzyłam w słup. Łzy zamazywały mi widok, ledwo co widziałam. Nie, poprawka. Nic nie widziałam. Równie dobrze, mogłam iść z zamkniętymi oczami.
Oparłam się plecami o słup i zjechałam na ziemię. Nogi podkuliłam do siebie, i zaczęłam pocierać dłońmi o łydki, by zrobiło się mi nieco cieplej. Zapadał zmierzch. Zwiewna kurteczka nie ocieplała mnie zbytnio i po chwili drżałam z zimna. Z moich ust, przy każdym wydechu wydobywała się para.
I naprawdę starałam się nie zasnąć.
Samo tak wyszło.
Kilka godzin później...
Ziewnęłam przeciągle i poprawiłam się na...
No właśnie: na czym?
Otworzyłam gwałtownie powieki i zamrugałam zdezorientowana. Po chwili odskoczyłam jednak gwałtownie do tyłu, lecz Harry mimo to zdążył mnie złapać. Zacisnęłam zęby z wściekłości i zamachnęłam się - Loczek okazał się, niestety, szybszy i złapał mnie za dłoń, posyłając karcące spojrzenie.
- Spokojnie! - wykrzyknął zły.
- Puszczaj mnie! Natychmiast! - wydarłam się i już brałam oddech by wykrzyczeć mu co o nim myślę, gdy zasłonił mi ręką usta. Na marne szamotałam się i wyrywałam. Nawet go gryzłam i kopałam. Harry jednak był za silny, ba, wydawałoby się, iż zupełnie nie odczuwa zadawanych przeze mnie ciosów. Po kilku minutach walki poddałam się, mrużąc oczy z wściekłości.
- Minął ci już napad? - zapytał sucho Harry. Spojrzałam na niego ze wściekłością, on jednak pozostał niewzruszony i tylko ponowił pytanie. Kiwnęłam głową, a ten wtedy zabrał dłoń z mojej twarzy.
- Puszczaj mnie natychmiast! - warknęłam.
- Cassie... - westchnął ciężko chłopak. Zagryzł wargę, po czym przysunął mnie tylko bliżej siebie.
- Głuchy jesteś czy nierozumny?! Powiedziałam byś mnie zo...
Znieruchomiałam. Harry wypowiedział słowa, które jak sztylet przebiły mi serce.
Nie... Wszystko, ale nie to, pomyślałam z rozpaczą. Błagam, nie!
Poczułam jak trzęsie mi się broda, a zaraz jak skapuje pierwsza łza. A za nią potok następnych. Nieświadomie wtuliłam się w Harry`ego, a ten całował mnie raz po policzku raz na czubku głowy, cały czas pocieszając.
Mia... Została...Ona...Jest... Potrącona... Auto...Miała wypadek!
Rozkleiłam się jeszcze bardziej. Nie potrafiłam normalnie złożyć myśli, co tu mówić o zdaniu. Wiedziałam tylko jedno: znaleźć sprawcę i się z nim rozprawić.
W pewnym sensie obwiniałam się o to co się stało, choć nie miałam tak naprawdę podstaw do tego. Nie mogłam jej uratować, zatrzymać...
A może mogłam?
Może gdybym wtedy z nią była, nie doszłoby do tego... Ale nie, ja wlałam się użalać nad sobą, podczas gdy Mia przeżywała prawdziwe męczarnie. Och, wszystko, dosłownie wszystko się waliło! Boże, niech ja tylko znajdę tego sprawcę to..
Sprawcę? Sprawców!
- Gdzie jest Zayn? - wychrypiałam w tors Harry`ego.
- Zayn? - powtórzył w roztargnieniu Hazza, zaraz jednak docisnął mnie do siebie mocniej, domyślając się co zamierzam zrobić. - Cassie, to nie jest najlepszy pomysł...
- Gówno mnie to obchodzi! Gdzie Zayn?! - wrzasnęłam, odpychając go od siebie jak najmocniej mogłam. Zaraz jednak dostrzegłam coś na końcu korytarza i wyrwałam się Harry`emu. Tym razem udało mi się. Niewiarygodne ile jedno uczucie może dać siły i przyćmić zdrowy rozsądek. Wściekłość, wręcz furia. Jedno uczucie, a daje tyle siły. Tak samo jak miłość może zniszczyć człowieka, niesamowicie wpłynąć na jego życie. Zmieniając je. Na lepsze, gorsze najczęściej. Tak jak w moim przypadku.
Podeszłam do Zayna i wymierzyłam mu policzek, nim Harry zdążył mnie złapać. Szatyn powoli odwrócił sie w moją stronę, trzymając się za policzek.
- Cassie! - wychrypiał. Miał wory pod oczami i szkliły mu się oczy. Wyglądał jakby nie spał od kilku dni.
- Ty sk... - Tu Harry zasłonił mi dłonią usta, odwracając w swoją stronę.
- Cassie, uspokój się do cholery! Uspokój się! Nie możesz sobie tak bić ludzi na przywitanie! Cass! - wrzasnął.
Zabrałam głęboki wdech i spojrzałam mu w oczy.
- Zaprowadź mnie do niej. Natychmiast.
***
Po kilku minutach wbiegłam do sali w której leżała nieprzytomna brunetka. Zatrzymałam się natychmiast, podchodząc bliżej niej. Nie miałam sił już płakać. Chyba skończył mi się zapas łez. O ile to w ogóle było możliwe. Ten kto pisał mi życiorys mógł przewidzieć, że będzie trzeba mnie wyposażyć w podwójną dawkę.
Złapałam Mie za dłoń i w tej samym momencie usłyszałam ciche chrząkanie w kacie pokoju. Podskoczyłam wystraszona, po czym spojrzałam w tamtą stronę. Na metalowym krześle siedział jakiś mężczyzna, nie mogący mieć dwudziestki. Włosy odcieniu ciemnego blondu miał w nieładzie, poszczególne kosmyki opadały mu na zmarszczone czoło. Niebieskie oczy wpatrywały się we mnie niemal z zaborczością, Jakby obawiał się, że zaraz pocałuje namiętnie Mię i wyniosę ją stad nie wiadomo gdzie. Usta wykrzywione miał w grymas. Nie był zadowolony, że tu przyszłam. A ja nie byłam zadowolona, że się tu znajdował.- Jestem Araon. A ty? - zapytał chłopak.
- Po gówno ci ta informacja - odparłam obojętnie.
- Grzeczniej - usłyszałam za sobą.
Pokazałam mu tylko środkowy palec, nie odwracając wzrok od twarzy przyjaciółki.
- Jeszcze raz coś takiego zrobisz i za niedługo nie będziesz miała czym pokazać tego gestu - powiedział wściekły mężczyzna.
- A ty za chwilę stracisz swą męskość.. - uśmiechnęłam się do niego przekornie. - O ile w ogóle ją masz.
Araon już otwierał usta by mi odpowiedzieć, gdy Mia wydała jakiś jęk i zamrugała powiekami. Mężczyzna natychmiast podbiegł do niej i złapał za drugą rękę.
Mia wydała z siebie niemal krzyk widząc twarz blondyna.
Blondyn nachylił się nad nią, najprawdopodobniej chcąc ją pocałować.
A ja po prostu kopnęłam go w kroczę.
___________________________
Od Boddie: Średnio mi się podoba. Pisałam pod presją xD :P. A Wy co o tym sądzicie?
Jprdl ! Jak ja dawno nie czytałam tego co piszesz. Mam wg nadzieję, że mnie jeszcze pamiętasz xD
OdpowiedzUsuńNo, ale wracając do treści to ło ho ho, haha. Ta dziewczyna Cassie, agresywna jest, haha. Ponoszą ją za bardzo emocje ; o x D No, ale jak już kiedyś mówiłam - piszesz świetnie ^^ ♥
Hahah x D
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc, gdy kreowałam tę postać nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo jest agresywna :D Teraz czytając to wszystko to na zmianę płacze i śmieje się, że ona w każdym rozdziale kogoś uderza :D xD
Dziękuje :) ♥
Rozdział jest dobry :)
OdpowiedzUsuńI to trzeba przyznać :)
Postać Cassie jest naprawdę niezła :D W każdym rozdziale coraz bardziej mnie zaskakuje :P
Czekam na nn :)