sobota, 21 lipca 2012

[12]- Sam jest moją przyjaciółką ja nie umiem wybrać. Zrozum... Znam ją ponad rok. Jest naszą menadżerką i jest dla mnie jak siostra

Mia...
                    Wszytko miało być inaczej.  Tak bardzo chciałam by komuś na mnie zależało, a tu znowu wracam do sytuacji sprzed czterech dni. Bałam się, że Cass nie wybaczy mi tego wyjazdu. Napisałam jej sms z przeprosinami i oparłam nogi o siedzenie przede mną. Nie chciałam znać Zayn. Do reszty nie miałam większych pretensji. W końcu to kamery, sława i inni ludzie. Trzeba się trzymać określonych zasad. Moje oddechy były coraz to bardziej głębokie. Znowu zaczynałam się zapowietrzać tak jak w dzieciństwie, kiedy straciłam matkę.Oparłam głowę o szybę autobusu i zamknęłam oczy. Ból jaki towarzyszył mi w tamtej chwili był nie do opisania. Zayn dokonał wyboru i tym wyborem była Samanta Broke. Może tak miało być? Może moim przeznaczeniem były próby samobójcze i pałętanie się po lesie bez większych celów? Uśmiechnęłam się gdy zobaczyłam przed moimi oczyma Cassie przytulającą się do Liama. Chyba wszyscy wiedzieli, że chce by Harry był zazdrosny. Potem obraz się zmienił i ukazał mi się Louis jak niesie mnie na rękach. Następnie Niall objadający się moim ciastem. A na koniec... Zayn... Jego ciemne oczy, które wpatrywały się we mnie z smutkiem. Miał takie smutne oczy... To właśnie je najbardziej w nim kochałam. Był taki podobny do mnie... Blady uśmiech, smutny wzrok... różowe usta i drapał się po nosie gdy był głodny. Po moim policzku spłynęła kolejna łza, a ja postanowiłam już nigdy nie zakochać się. Nigdy...
***
                     Weszłam do domu bez zbędnych oporów. Gdy zobaczyłam stojącego w korytarzu ojca wpadłam mu w ramiona. Chciałam by był ze mną każdego ranka, by pomagał mi w lekcjach tak jak wtedy kiedy żyła mama. By oglądał ze mną seriale i wyśmiewał się z nieudolnych aktorów, ale on żył w innym świecie. Pochłonęła go praca i żądza pieniędzy, a córka dla niego nie istniała. Tak bardzo chciałam odzyskać dawnego ojca. Tego który był zanim poznał Pamelę. Mężczyzna odsunął mnie lekko od siebie i łapiąc z teczkę na stoliku wyszedł z domu. Szybko wbiegłam po schodach i rzuciłam się na łóżku. Dopiero po chwili zorientowałam się, że leżą na nim rzeczy mojej mamy. Wzięłam do ręki jej ulubioną sukienkę i przyłożyłam do klatki piersiowej. Wszyscy których kochałam... odchodzą. wstałam i stanęłam przed lustrem. Szybko ubrałam się w sukienkę mamy i wyszłam na zewnątrz. Już po dziesięciu minutach byłam w lesie, a w ręce trzymałam moją ukochaną gitarę. Muzyka była w naszej rodzinie od pokoleń. To ona nas wykarmiła na początku, a teraz była moją pasją. Usiadłam pod drzewem i zaczęłam śpiewać. Nagle rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Wyjęłam go i nie patrząc na wyświetlacz odebrałam go. Od razu tego pożałowałam.
-Mia... Przepraszam. Daj mi dokończyć!-krzyknął Zayn przypominając sobie, że mogę się rozłączyć. Siedziałam w ciszy. Wiedziałam, ze jeśli się odezwę głos mi zadrży.- Sam jest moją przyjaciółką ja nie umiem wybrać. Zrozum... Znam ją ponad rok. Jest naszą menadżerką i jest dla mnie jak siostra.-cicho prychnęłam.
-Ale ty nie jesteś dla niej jak brat! jesteś dla niej jak facet którego musi mieć! Nie zauważyłeś, że ona chce nas rozdzielić?! Myślisz, że czemu powiedziała o piosence?! Liczyła, ze tak się zachowam! A teraz daj mi spokój!-powiedziałam rozłączając się i rzucając telefonem o drzewo. Ukryłam twarz w dłoniach i nie zabierając za sobą ani gitary ani telefonu ruszyłam przed siebie.  Nie miałam pojęcia gdzie jestem. W tej części lasu nigdy nie byłam. Powoli zaczynało zmierzchać. Postanowiłam obrać jeden kierunek i iść na wprost by trafić na ulicę. Mijały godziny, a może po prostu ja tak myślałam. Nie miałam przy sobie nic. Nawet telefonu by zadzwonić po pomoc. Nagle usłyszałam szumy i odgłos zapalanego auta. Postanowiłam iść dalej w tym kierunku. Nim się obejrzałam była przy jakiejś ulicy w centrum miasta. Było zbyt ciemno by cokolwiek dostrzec toteż szłam na oślep. Byłam przekonana, że idę chodnikiem gdy nagle usłyszałam pisk opon i klakson. Coś uderzyło we mnie zadając mi okropny ból w klatce piersiowej. Wzięłam głęboki wdech po czym osunęłam się po masce auta i opadłam na ziemię. Cieszyłam się, że przynajmniej nie straciłam przytomności i kontaktowałam. Jakiś chłopak wrzeszczał ,,Ratunku! Niech ktoś zadzwoni na pogotowie!'' jasne światła auto zostały zasłonięte a nade mną pochyliła się ciemna postać. Powieki powoli zaczęły mi opadać, a mięśnie odmawiać posłuszeństwa. W ostatniej chwili mojej przytomności udało mi się rozpoznać w chłopaku Arona, ale przecież to było niemożliwe. To nie mógł być on, a jednak te jego włosy, te pełne usta i te oczy, które niegdyś spoglądały na świat przez różowe okulary utwierdzały mnie w przekonaniu, że to on. Ostatkiem sił usłyszałam syrenę i ciepły głos Arona...
-To moja wina... Czemu ty Mimi*?
_________________________
* Tak była nazywana Mia przez Arona w dzieciństwie.
Od Chocolate997: Rozdział pisany pod wpływem weny! Tak ogromnej chyba nie miałam! Co chwilę miałam inny pomysł i inny scenariusz akcji, a wyszło jak wyszło. Początek trochę inny niż zwykle. Boddie marudzi, ze jest za krótki a wy jak sądzicie? Może i za krótki, ale tylko na taki fragment miałam niestety zasób weny;P

3 komentarze:

  1. Jak ja dawno nie czytałam tego ; o
    Boskie, genialne i zaj.ebiste ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. d, dlaczego takie krótkie .? :c ja chcę więcej . :o ale tak pozatym to zajebiste . :D dajesz nexta . *_____*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest rzeczywiście krótki ale cholernie dobry :D
    Jest tak dobrze napisany ,że naprawdę nie mogę się przyczepić do niczego :)
    Rozkręca się.
    Czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń