czwartek, 8 listopada 2012

[ Epilog] - Dla świata byłaś tylko małą owcą, nieważnym człowiekiem. Mi zastąpiłaś wszechświat

Cassie...
  Kilka miesięcy później....
  Opierałam się o pień drzewa, kilka metrów od grobu Mi. Zayn klęczał przy nim ze spuszczoną głową, kładąc na nim kolejne kwiaty. Ramiona mu drżały, co świadczyło o tym, że płacze. Cierpiał. Bardzo cierpiał. Cały czas uważał, że to przez niego Mia się zabiła. Nikt i nic nie mogło go przekonać, że tak nie jest. Codziennie przychodził na cmentarz z nowym bukietem i potrafił spędzić tu cały dzień. Nie słuchał mnie, gdy mówiłam, że Mia dokonała własnego wyboru w którym on nie uczestniczył. Nie słuchał ani mnie, ani Harry`ego ani Liama - po prostu nikogo. Obwiniał się za wszystko, ba twierdził nawet, iż lepiej by było, gdyby nigdy nie spotkałby Mi. Że nie zasługiwał na nią. Wtedy mówiłam mu, że Mia przeżyła na pewno najlepszy okres w swoim życiu i dzięki niemu poznała smak miłości, której było jej brak. Rozweselał się, jednak nie przestawał obarczać. 
  Westchnęłam i obróciłam się tyłem do niego, wsadzając ręce w kieszeni. W prawej dłoni wyczułam skrawek papieru. Zacisnęłam na nim rękę i szybko wytarłam pojedynczą łzę spływającą mi po policzku. 
  List od Mi. Jej ostatnie słowa. Ja, tak i Zayn nosiliśmy wszędzie tą niedużą kartkę z wielkim skarbem.Oliver powierzył mi ją, za co ogromnie byłam mu wdzięczna. Wiedziałam jak trudna była dla niego śmierć Mi. Po przeczytaniu listu rozpłakał się jak dziecko. Ja omal nie zemdlałam - nie zemdlałam tylko dlatego, że Harry mnie przytrzymał i pocałował. Ale również się rozbeczałam i płakałam kilka dni, jeszcze rzewniej po odnalezieniu ciała Mi. A Zayn...
  Zayn gdzieś poszedł. Przeczytał, zgiął w kulkę, rzucił o ścianę i jakimś cudem powstrzymując skapujące łzy, wybiegł z pokoju. Następnego dnia rano wrócił, ale zabrał tylko kartkę. Nie było go prawie przez tydzień. Denerwowaliśmy się, martwiliśmy czy i on nie popełnił samobójstwa. Ale wrócił. Zmęczony, brudny, oczy miał spuchnięte i zaczerwienione, cały przemoczony. Chory. Ale wrócił.
  Od tego czasu praktycznie codziennie przychodzimy na grób. Ja i Zayn. Od 4 miesięcy, dzień w dzień. Nawet, gdy daje koncert, po nim przychodzi. Nie wyjeżdżają w trasy, nie dają wywiadów itp. ze względu na Zayna. Chłopak jest psychicznie wykończony, nie pamiętam już nawet kiedy ostatni raz widziałam go uśmiechniętego. Staramy się go wspierać - wszyscy. Chłopcy, ja, rodzina, fani... Nie działa. Jest pogrążony w swojej rozpaczy i tęsknocie za Mią i nie sądzę, by szybko zapomniał. O ile w ogóle zapomni.
  Drgnęłam, gdy poczułam czyiś dotyk. Odwróciłam się do tyłu i widząc zapłakanego Zayna, natychmiast przytuliłam go do siebie. Szatyn objął mnie mocno, niemal pozbawiając oddechu i zaczął łkać. Nie wiem ile trwało zanim przestał płakać, a co dopiero zanim mnie puścił. Zacisnęłam powieki, nie pozwalając wypłynąć łzom ,a gdy poczułam jak Zayn powoli rozluźnia uścisk, stawiając mnie na ziemi [ praktycznie zawsze mnie unosili ]  zmusiłam się do uśmiechu. Chłopak odpowiedział tym samym, mierzwiąc mi włosy.
  - Chodźmy do domu.. - wyszeptał.
  Kiwnęłam głowami, po czym odwróciłam twarz, by nie zauważył kapiących łez. Jeszcze raz obejrzałam się na nagrobek, na którym widniał napis:
" Mia Colton. 06.04.1995 r. - 15.07.2012 r. Dla świata byłaś tylko małą owcą, nieważnym człowiekiem. Mi zastąpiłaś wszechświat."
__________________________
Od Boddie: Mam nadzieję, że domyślacie się kto wymyślił napis na nagrobek Mi - oczywiście chodzi mi o postać występującą w opowiadaniu. I tak oto zakończył się już drugi blog, który pisze z Chocolate997 [ znaną też jako Akwamaryn :D ] Trochę smutne to zakończenie, ale skoro an tamtym było wesołe, to an tym musi być smutne :P. Trochę szkoda mi kończyć tego bloga, ale kiedyś trzeba ;)  Hm, to teraz podziękowania... No, oczywiście dziękuje Wam, czytelnikom tego bloga, za to, że dzielnie czytaliście i komentowaliście te 40 rozdziałów! :D Bez Was nie miałby ten bloga po co istnieć, więc Wielkie Dzięki :) Oczywiście, dziękuje też Chocolate997, bez której ten blog na pewno by nie powstał! To ona wszystko wymyśliła, całą akcje itd. :) Dziękuje Ci, naprawdę wielkie dzięki, bez Ciebie ten blog na pewno by nie powstał ; * I ogólnie dziękuje Ci za te wszystkie chwilę w których mnie wspierałaś w pisaniu, kiedy np. brakło mi weny itp. :D DZIĘKUJE Wam wszystkim ^^ :D

Od Chocolate997: Po pierwsze Boddie to ten blog jest naszym wspólnym wysiłkiem! I ty i ja pisałyśmy to i obie miałyśmy pomysły na dalszą akcję. Mogłabym napisać, że po prostu przyłączam się do Boddie bo nie ma zbytnio co dodawać, ale chyba nie wypada;) Tak samo jak moja współautorka dziękuję za komentarze, które w jakichś sposób dodawały nam chęci do pisania. To one nakręcały nas jak maszynę. I najważniejsze nie jesteśmy tu my, ale ty, czytelnicy. Dziękuję ci Boddie, że jeszcze jesteś ze mną, że mimo tych kłótni, które na jakichś czas można powiedzieć, że nas przekreślały dalej piszesz ze mną;) Wyszło jak jakiś list miłosny... Hah. No dobra.To chyba tyle. Co do całego opowiadania to... Zrodziło się z sympatii i podziwu do One Direction i kończy się tym samym. Wiem, że koniec jest trochę straszny i ogólnie pomysł z śmiercią Mii, ale po prostu czułam wewnętrzną potrzebę by ją uśmiercić. Może to przez mój nastrój który panował kiedy pisałam ostatnie rozdziały. Tak, to chyba to. Mimo wszystko podoba mi się, a epilog jest rewelacyjny, zwłaszcza ostatnie zdanie;))

niedziela, 4 listopada 2012

[38]Ten czas nadszedł.

Mia...
                         Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Ludzie powoli się schodzili, a ja większości z nich nie znałam. Lou mówił, że to jacyś ludzie z branży. Głośna muzyka zagłuszała rozmowy, ale i tak dało się słyszeć głośne śmiechy. Wszyscy prócz mnie bawili się świetnie. Siedziałam w kuchni przy wysepce obracając w dłoni jabłko. Tak na prawdę najchętniej bym się położyła i zasnęła, ale nie chciałam robić przykrości przyjaciołom. Cassie tańczyła gdzieś z Harrym, Lou witał gości, Niall korzystał z jego nieobecności i objadał się batonikami, Liam bawił się z swoją dziewczyną, a Zayn gdzieś znikł. Nagle jabłko upadło i poturlało się w stronę drzwi. Nie miałam ochoty wstawać więc po prostu siedziałam czekając aż ktoś wejdzie i podniesie owoc. Do środka weszła jakaś dziewczyna popijająca drinka, ale nie podniosła owocu. Wstałam więc i biorąc go do ręki odłożyłam do koszyka. Wyszłam z kuchni i weszłam do salonu. Chłopcy właśnie śpiewali na scenie swoją najnowszą piosenkę, a wszystkie dziewczyny stały pod ,,sceną'' i wrzeszczały.  
     Nie chciałam już żyć. To było dla mnie za trudne i zbyt bolesne. Nie czułam takiej potrzeby, Nawet Zayn nie mógł mi pomóc. Byłam im wdzięczna za to wszystko ale wiedziałam, że długo nie pociągnę. Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos szatyna. Oparłam się o ścianę u lekko uśmiechnęłam się słysząc swoje imię. Zayn był wspaniały, ale na niego nie zasługiwałam. Powinien pokochać kogoś pełnego energii, zabawnego i nienarzekającego cały czas na swój marny żywot. Jego piękne brązowe oczy wpatrywały się we mnie z zachwytem i miały wesoły wyraz.
- Mia... Wiem, że wiele razy cię zraniłam...-mówił schodząc powoli ze sceny. Na sali zapadła grobowa cisza, a chłopak był coraz bliżej. W końcu pociągnął mnie w stronę kanapy i usiadł, a ja z nim. - Ale na prawdę nie chciałem... Wiem ile krzywd ci wyrządziłam i jak bardzo cierpiałaś. Chcę ci to jakoś wynagrodzić, ale nie mam jak.-powiedział łapiąc za gitarę i zaczynając śpiewać. Czułam się jak księżniczka. Dosłownie. Znany muzyk i wokalista śpiewał specjalnie dla mnie. Zebrane tu dziewczyny wpatrywały się we mnie z obrzydzeniem i wściekłością. Wiedziałam, że to czysta zazdrość. Gdy mulat skończył grać pocałował mnie i uśmiechnął się.- Kocham cię...-powiedział. Obróciłam się i zobaczyłam jak patrzą na nas przyjaciele. Wszyscy... Cassie, Harry, Lou, Liam, Oliver i Niall. Co miałam mu powiedzieć? Że nie wiem czy go kocham?
- Ja ciebie też...-powiedziałam cicho, ale jednak na tyle głośno że usłyszeli to wszyscy. Głos mi drżał, ale nie dlatego, ze chciałam płakać, a dlatego że kłamałam. Wszyscy się rozeszli, a ja nadal siedziałam na kanapie. Szybko wstałam i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Cassie chciała mnie zatrzymać i porozmawiać, ale ja szłam przed siebie. Byłam pewna, że to ta chwila na którą czekałam. Weszłam do pokoju zamykając się na klucz i wyrwałam z zeszytu dwie kartki. Zaczęłam szybko pisać dławiąc się przy tym łzami. Pierwszy list był do Cassie i Olivera.
,,Kochani... Nie mogę. Ja już normalnie nie funkcjonuję. Jestem rośliną, która nie długo zwiędnie. Ten czas nadszedł. Jestem waszej dwójce dozgonnie wdzięczna. Byliście ze mną zawsze i wszędzie. Jak nie ciałem to duchem i wspieraliście. Chcieliście pomóc godząc mnie z Zaynem, ale to już nic nie pomogło. Wiem, że będziecie cierpieć z mojego powodu. Wiem... Ale ja nie mogę dłużej utrzymywać się na powierzchni wiedząc, ze tonę i ginę. Jeszcze raz dziękuję. Kocham was i nigdy nie zapomnę. Będę was chronić i obserwować. A wy zawsze zostaniecie w moim sercu. Wasza Mia...''
Zgięłam go wpół i napisałam na górnej stronie: Cassie i Oliver, po czym zaczęłam drugi.
,,Płaczę... Łkam i umieram od środka pisząc ten list. Właśnie zaśpiewałeś mi piękną piosenkę. Nie wiem co czuję. Jesteś mi bliski, ale za każdym razem gdy słyszę twoje imię moje serce krwawi. Zayn... Zanim... I ja i ty popełnialiśmy błędy. Takie jest życie i trzeba iść dalej, ale ja nie mam siły. Za dużo już tego wszystkiego. Chciałam zrobić to już dawno, ale nie miałam odwagi. Nie miałam siły. To było zbyt trudne. Teraz wiem, że Ziemia to nie moje miejsce. Ja należę do Piekła... Tak... Samobójcy trafiają do Piekła i właśnie z tamtą będę na ciebie patrzeć. Nie zapomnę cię nigdy. Kochałam cię całym serce, całą sobą, ale już nie jest tak jak kiedyś. Po prostu... Kocham cię i pamiętam o tobie. Na zawsze twoja Mia''
Ostatnia łza spłynęła po równych literach, a ja zgięłam papier w pół pisząc na nim ,,Zayn''.  Otarłam łzy i zamknęłam oczy. Obydwie kartki położyłam na łóżku. Ubrałam się w sukienkę mojej mamy i wyszłam zamykając drzwi na klucz. Byłam już przy drzwiach gdy przypomniałam sobie o kluczyku. Podeszłam do Cassie i nic nie mówiąc przytuliłam ją w tym samym czasie wrzucając jej do kieszeni klucz.
-Uciekam. Pa.-powiedziałam powstrzymując się od łez i stanęłam w drzwiach. Zayn stał przy scenie przypatrując mi się. Wysłałam mu całusa i machając wyszłam. Szłam w kierunku mostu. Był tu taki ogromny, wysoki. Można było spokojnie skoczyć. Jeździły nim auta, ale nie obchodziło mnie to. Spojrzałam w głęboką wodę i uśmiechnęłam się. Łzy znowu płynęły mi potokami po policzkach nie chcąc mnie opuszczać do końca. Stanęłam Na barierce i usłyszałam jak ktoś krzyknął.
-Co to za wariatka?! Zdejmijcie ją!- przed oczami po raz ostatni pojawiła się uśmiechnięta Cassie... Potem Oliver gdy mnie pociesza, a na koniec Zayn. Jego podkrążone oczy i smutny wzrok, który tak kochałam. 
-Kocham was...-powiedziałam zanosząc się płaczem i wskakując. Lot wydawał się nie kończyć gdy uderzyłam o taflę lodowatej wody. Nie umiałam pływać.Po prostu tonęłam, ale nie broniłam się. W końcu tego chciałam. Marzyłam o tym od bardzo dawna i wreszcie się udało. Ostatnim słowem, które przywołała było imię... ,,Zayn'', a potem moje ciało bezwładnie opadło z sił i obumarło. 
________________
Od Chocolate997: Jest ot ostatni rozdział... Jeszcze tylko epilog Boddie. Początek mi się nie podoba, ale za to końcówka wymiata;) Już dawno chciałam uśmiercić Mię. Można powiedzieć, że od samego początku. Była dla mnie ona inną postacią od reszty i bardzo się z nią zżyłam.